02.01.2013 16:30
"Tak właśnie mija nas czas"*
Nie mogłem wytrzymać. Przyrzeczenie złożone Yamahowi, że ze snu wytrącę go wczesną wiosną wisiało jak niegdyś życie legendarnego Sylwestra Stallone - na krawędzi. Nerwowa wizyta w garażu, plandekozdjęcie, kluczykowyjęcie, krok do wniebowzięcia... i słyszę wtedy: ale masz cycki, wiesz? I tamto tam też fajne...
Sparaliżowany przystaję w miejscu, wstrzymuję oddech, nasłuchuję. Potok sprośności wylewa się ze śniącego yamahowego cylindra niczym plagi egipskie na lud opisywanego w Starym Testamencie faraona (prawdopodobnie był to Ramzes II). W przeciwieństwie jednak do staroegipskich okropieństw wywołanych przez Mojżesza pragnącego wyprowadzić swój lud do Ziemi Obiecanej, yamahowe świństwa nie czynią większej szkody, choć mijające garaż nastoletnie poćpiegi nadstawiają uszu niemalże do bólu.
Tak. Było ciepło. Było słonecznie. Stołecznie, królewsko, krakowsko, a nawet soplicowo. Chciałem pojechać na krótką wycieczkę do Myślenic, kameralną trasą, z dala od zasiurkanej samochodzikami Zakopianki. Góra Chełm teoretycznie powinna narciarsko funkcjonować, kombinowałem, więc może i jakiś zjazd jeden z drugim by się zdarzył, choć dawno nie jeździłem.
Nie pojechałem jednak. Wytrwałem w przyczeniu złożonym przyjacielowi i nie wyrwałem go z zasłużonych snów o tym i owym (z przewagą tego pierwszego). Ostatecznie pomyślałem, że motocyklowanie teraz to byłoby dotykanie wytęsknionego świata przez jakąś hiper-szybę ufajdaną dodatkowo gówienkiem wielkich tęknot i jeszcze większych nadziei bardzo prędko weryfikowanych przez warunki atmosferyczne nazywane w tej części świata i o tej porze roku "niesprzyjającymi".
Wytoczyłem delikatnie śniącego gówniarza z garażu i zabrałem się do dowyczyszczania, choć przecież juz był czyszczony. Picuję, zatem i picuję, a samochodziki obok jeżdżą i jeżdżą i mnie w moich czynnościach podglądają. Nie podoba mi się to wcale, więc im mocniej na mnie się gapią przez zwalnianie, tym mocniej ja picuję, woskuję, chucham, dmucham, a Yamah najspokojniej w świecie śni swoje sprośności, o czym świadczą wydobywające się z cylindra pomruki, których tu z wielu względów nie przytoczę.
Właściciel garażu się pojawia, głową kręci, nogą się żegna, w uchu dłubie, postękuje i w końcu pyta: co, jeżdżone będzie? Nie będzie. A kiedy będzie? Jak będzie, to będzie. Błyszczy się, słyszę. Ma się błyszczeć, odpowiadam. Ale pogoda ładna, dobiega mnie jego głos, ale gaźnika tu nie widzę. Pogoda piękna, potakuję, ale gaźnika nie ma. To gdzie jest, jak ma być? Gdzieś jest, ale tu nie ma. To co jest? Wtrysk jest, wzruszam ramionami. Popatrz, popatrz, gaźnika nie ma, ale pogoda jest. A ile to koni ma? Denaście, odowiadam zgodnie z prawdą. Denaście?, dziwi się. To mało trochę. Gdzie indziej więcej, dodaję szybko, a tu denaście. I jeździ. Popatrz, popatrz, słyszę, denaście i jeździ. Ja na Wuefemce wtedy z Romkiem, wiesz, ale później żona, dziecko i nie było Wuefemki. Romek też gdzieś przepadł. Życie, rozumiesz, życie, wiesz chyba co to jest, co? Wiem, cedzę, ale mnie póki co nie dopadło**.
Zamiast jazdy z pieczołowitością królowej pszczelego rodu śledziłem, wytyczałem przyszłoroczne trasy, zapoznawałem się z historią wsi, miasteczek i miast, które w przyszłym roku nawiedzę (a zwłaszcza Tego Jednego, o którym w swoim czasie opowiem), śledziłem branżowe wieści ze świata, przeglądałem oferty z zamiarem niczego nie kupienia oraz pragnąłem, żeby już nastała wiosna. Po chwili zastanowienia przestałem pragnąć, bowiem w tym pragnieniu czaiła się zdradziecka siła: czas, który najchętniej bierze i wydziera, niewiele dając w zamian.
I tak ostatecznie zaakceptowałem zimę.
* Happysad, Tak mija czas
** W obejrzanym niedawno świetnym filmie pt. Words usłyszałem mniej więcej taki dialog:
- I co dalej?
- Dalej? Dopadło mnie życie.
Komentarze : 4
Tam zaraz analizują ;-) ... Motki śpią a mój katamaran poległ śmiercią nagłą, nowego jeszcze nie mam, to robię za pasażera i mi się nudzi w drodze. Zarówno do, jak i z. No ale już niedługo będę przemierzać zimowe krajobrazy "Pędzącym Groszkiem".
P.S. Moja personifikacja jeździdeł ogranicza się do nadawania im pseudonimów. Dalej nie jestem w stanie sie posunąć - blokada systemowa, tudzież brak wrażliwości.
EasyXJRider ---)> Proszę, proszę, analizują mnie w drodze z pracy. Jak jeszcze w drodze do będziesz przemyśliwał, będę wniebowzięty.
Yamah, gdyby nie spał, powiedziałby po krakowsku tak: Te, odezwoł się ten, co Dziadkowi Gikserowi w narządach grzebie.
Potem, jak znam życie, roześmiałby się rubasznie uznając, że jest nadzwyczaj dowcipny. :-)
I jeszcze jedno, tak mnie naszło w drodze z pracy.
Jak Yamah śnił (wiadomo o czym) a Ty żeś go w tym czasie gmerał szczoteczkami, szmatkami, olejkami i tak dalej... To ja aż się boję myśleć, na co to wszystko razem mogłoby się złożyć...
Dobrze żeś uczynił nieulegając, gdyż ulegając uczyniłbyś źle. Wstrzemięźliwość raz postanowiona, dotrzymaną być powinna, gdyż inaczej ze śnionej niewstrzemięźliwości wyrwaniem by się zakończyła.
Kurcze, zaraziłem się, przez sieć...
Archiwum
Kategorie
- Na wesoło (656)
- Ogólne (151)
- Ogólne (5)
- Ogólne (80)
- Turystyka (7)
- Wszystko inne (25)
- Wszystko inne (4)