16.09.2013 08:03
Teren zabudowany, a niebiańskie autostrady
Póki co od kilku tygodni na spacer zawsze wychodzę w odzieży motocyklowej i czując się odrobinę spokojniejszy pokonuję kilka rytualnych kilometrów, gdyż idąc lepiej mi się rozmyśla niż np. siedząc czy pływając. Baby na mój widok żegnają się z nabożnym lękiem, chłopy istnienie moje przepijają piwem i spluwają przez lewe ramię, a czarne koty za nic nie chcą przeciąć mi drogi. Dawca idzie, szepczą błędnie, bo przecież ja nie żaden dawca, tylko pieszy, przed motocyklistami się chronię, bo ostatnio upodobanie odnaleźli w ekspediowaniu nieuzbrojonych w pojazdy w zupełnie inny wymiar, o którym niewiele mogę powiedzieć.
Podobnie jak amerykańscy naukowcy.
A zatem spacerując w odzieży motocyklowej wielce byłem zadowolony z ostatnich wyczynów rodzimych śmiałków na wspaniałych maszynach, jednak jak wiadomo człowiek to bestia nienasycona i w nienasyceniu swoim wyjrzałem poza granice naszego kraju, bo cóż mi ostatecznie z kolejnego zabitego przez motocyklistę pieszego, cóż mi z łez wylanych na pogrzebie, skoro chcę więcej i więcej łez, jednak tych radosnych.
Przystając na chodniku kask na chwilę ściągnąłem, choć było to bardzo odważne z mojej strony, jednak bez kasku lepiej w dal spoglądać, a daleko wzrok miał mój sięgnąć, ku niewielkiej wyspie usytuowanej w pobliżu Zjednoczonego Królewstwa.
Mimo iż w naszym kraju pieszych może przejechać tysiące sportowych sprzętów, a na Isle Of Man jest dostać się stosunkowo prosto, nie widzę, ani nie słyszę o polskich sukcesach w Tourist Trophy, a płakałbym z radości na wieść o nich. Domyślam się, że podczas legendarnych wyścigów znacznie trudniej jest doprowadzić pieszego do śmierci niż na osiedlowych ulicach i dlatego wyścig nigdy nie będzie aż tak barwny, jak ten rozgrywany na asfalcie nękanym idiotycznymi zakazami i nakazami. Dlatego też na razie cieszyć się będę tymi skromnymi lokalnymi zwycięstwami motocyklistów szeroko komentowanymi na łamach i poza nimi, a każde takie Street Trophy przepijał będę piwkiem, bo przepijać jest przecież co!
Kilkanaście lat temu ulice istniały w jednym wymiarze. Dziś wielkie koncerny sprawiają, że dzięki internetowym usługom dostępne są także w świecie zawieszonym gdzieś w cyfrowych łączach. Nie musisz wysilać się, wsiadać na moto, rower czy kazać wieść się taksówkarzowi do Kopalni Soli w Wieliczce, aby zobaczyć ją w wysokiej rozdzielczości. Klik i jestem. Klik i mnie nie ma. Klik i widzę Berlin. Ale ja nie chcę widzieć. Chcę dotknąć i poczuć. Zarejestrować i zapamiętać.
Mimo iż nie jestem moralizatorem i zdarza mi się - jak wszystkim - grzeszyć i popełniać błędy, ośmielam się wysnuć banalne w swej strukturze przypuszczenie: są ludzie, którzy świat powinni poznawać wyłącznie przy pomocy co najmniej czterodzeniowych procesorów, choć do gry w Carmageddon - w przeciwieństwie do Moto GP 2013 - aż tak wiele nie potrzeba.
Komentarze : 10
dawid etc ----)> Jednego jestem pewny: wiosna już niebawem, choć wolałbym, żeby świat czasem zwolnił, tak do 50 km/h, ale skoro świat nie zawsze chce, zwalniam ja. Myślę, że do tematu jeszcze wrócimy, a idea spotkania wciąż bardzo mi się podoba, mimo iż nie wyznaję jakiejś prospołecznej filozofii.
EasyXJRider ----)> Nie wolno zapominać o kosztach znacznie wyższych niż "irytowanie otoczenia", o których wspomniałem.
Jeśli chodzi o mój stosunek do, powiedzmy, spiżowych Autorów. Czytam i albo mi się spodoba, albo nie. A to co lud polski będzie wyprawiać dookoła Ich Twórczości, zupełnie mnie nie zajmuje, ale przyznaję: mam tak od niedawna, tj. jakoś od 10 lat.
Modlin brzmi fantastycznie. Już zaklinam Modlin na radosne odczepienie się od zimy.
@ Easy - należę do pokolenia, które Mrożka w lekturach nie miało, czytało się z czystej miłości do literatury w poczuciu odkrywania nowych światów, tak jak choćby i Vonneguta. Poleciałem z tym "wieszczem", ale ostatnie linijki "Monizy Clavier"... Uch. Dają jak w rzyć (nie błąd ortograficzny, a stare, śliczne określenie dupska) jak solówka Blackmore'a w "Highway Star". Wyrwij się do tego Modlina, ja moją jakoś też spróbuję... Ech.... No, macho jesteśmy, a jak...
TT a uliczne popierdułki, temat rzeka z wymaganym wsparciem psychologii i nauk zbliżonych... Czyli lata wyrzeczeń i poświęceń kontra tani poklask kosztem irytowania otoczenia. Ech, nie chce mi się...
Co do HD z silnikiem Yamahy, to idąc z duchem tradycji i z odwołaniami do wszelkiej maści Vincati'ch i Triton'nów, to coś powinno sie zwać Yamarley Davidha. Albo podobnie.
A Mrożek, to tak mi się zawsze wydawało, że dwie największe "krzywdy", jakie mu zafundowaliśmy, to zrobienie z Niego samego wieszcza, a z jego dzieł lektur szkolnych.
Ze sztuką bywa, jak piszesz i rady na to żadnej nie ma. Chociaż można być np. Madonną, albo kimś w tym rodzaju i dzięki temu mieć kasę nawet na HD Electrę, albo i nawet na całą fabrykę.
PS. Na allegro widziałem Harleya z silnikiem Yamahy. Sprzedawca przepraszał serdecznie za brak wibracji. Bardzo mnie to ubawiło.
@sniadanie
Twierdza Modlin też fajna. Niby mam blisko ale już jak przez Szczytno by jechać to i smak wyprawy by był ;)
Ze sztuką i ludźmi nią się zajmującymi jest chyba tak, że dopiero jak odejdą tam gdzie wierzą, że odejść powinni, świat sobie o nich przypomina, a ich dzieła nabierają wartości. Na handlu sztuką pewnie można zbić lepszy interes niż na jej robieniu, choć brzmi to odrobinę niesprawiedliwie.
dawid etc ----)> Myślałem, że do miłoszowego wieku dobije, choć przez 83 lata być gburem to całkiem niezły wynik. Jak Kraków? Część ludzi przejęta, inni z kolei nie wiedzieli za bardzo czym się przejmować, bo Mrożek nie tańczył z gwiazdami, ani też nawet nie produkował lodów i córek. Cóż, szkoda, ale taki jest ten świat: chwilę jesteśmy, aby chwilę później już nie być.
Jeśli chodzi o przyszłoroczne spotkanie proponowałbym okolice Twierdzy Modlin. Jest to środeczek Polski, miejscówka fantastyczna, dwie rzeki, a nawet trzy, jest gdzie jeździć, jest gdzie campingować, moi znajomi prowadzą w okolicy pensjonat. Temat do przegadania.
Że skorzystam z okazji... Jak Kraków po mrożkowej podróży w nieznane? Chyba ostatni wieszcz nam ubył, ja bym chętnie odkręcił manetkę za tym kirem przybranym, w konie zbrojnym "czemu cieniu odjeżdżasz" karawanem. Wracając nieco w przeszłość - Łęczyca miejscówka gowniannna, choć gofry smaczne na rynku, ale diabelskiej poezji brak. Trzeba wymyślić coś innego.
stary herbatnik ---)> Nie śmiałbym zabierać się za pisanie dzieł już napisanych.
_ZXC_ ---)> I z tego należy się cieszyć. Życzyłbym sobie, żeby sukcesów na TT było więcej, a tych ze świata Street Trophy mniej.
Ale że o sooo hozi??? Wpis to trochę przerost formy nad treścią. Nawet nie trochę, a Pana Tadeusza raczej nie napiszesz
Mamy polskie sukcesy na TT!
Archiwum
Kategorie
- Na wesoło (656)
- Ogólne (151)
- Ogólne (5)
- Ogólne (80)
- Turystyka (7)
- Wszystko inne (25)
- Wszystko inne (4)