16.10.2012 07:18
Po alkoholu, ziomuś...
Wypić, albo nie wypić…
Legendarne, owiane milionami mitów i legend pytanie postawione przez Szekspira w jego nieśmiertelnym Makbecie wciąż zachowało świeżość i powab. Każdemu przytrafi się walnąć kielicha, wiadomo, narodowe tradycje, syna ząbkowanie, Bachy z Yokohamy powrót, Zygmunta rok od z wywłoką rozwodu i Kaśki dwa lata, jak wałkonia, szkodnika i birbanta z torbami puściła. No i z Andrzejem się zeszła… a on, wiadomo, pracowity, sumienny, życzliwy, na siedem dziecków zarobi i sam jeszcze ze dwa zmajstruje podczas przerwy w dostawie*...
Pewnie, że wypić. Wszak przecież „coraz mniej wrażeń, coraz więcej alkoholi”**, a przy tym jeszcze powoli kończący się sezon podparty pozbywającymi się szaty drzewami. Usiąść z doborową kompanią w ulubionym lokalu i gromko się podśmiewując porozmawiać o „starych karabinach” nie zapominając o niekwestionowanych atutach ulubionej barmanki, kelnerki i tych dwóch stałych klientek, które już wszyscy dobrze znają. Niemal w całej Europie oraz w obu Amerykach.
Opowieści pełne treści
Mnie jak wyjebał ten zwyrol w Tico to wam mówię przecież. Helikopterem mnie zbierali, choć i dobrze, że zebrać potrafili, nieuki jedne… Ze Szwajcarii był. Tzn. helikopter, nie zwyrol…
I już zaczyna się rozmowa! Pierwszych pięćset gram zrobione, a jak wiadomo w tym kraju „liter” to minimum, choć niektórym i to za mało.
Ja czterysta, jak się masz, tam, wiecie, za Tesco kawałek… w zakręt trzysta dziesięć, z ręką na sercu przyrzekam Boga przy tym biorąc na świadka… Bułki mi z tank bagu wypadły, żeby się posrali nimi!
A Dżokera pamiętacie? Ten to zjeb był maksymalny! Guma, guma, zawsze na gumie. A jak trzeba było o gumie zapomniał… A zawsze mówiłem: z gumą żartów nie ma! Tzn. z brakiem gumy. Sprzęta w pizdu pozbyć się pozbył, sprawa wiadoma, dzieciak żreć musi, a ta cała jego tylko w nowych kieckach by chodziła… szacunku, wiecie, za grosz…
Było miło, jednak to musi się skończyć. „Tak właśnie mija nas czas”***. Wstajemy z trudem od stolików. Oprócz Nowego, który koniecznie chce o czymś ważnym porozmawiać z tymi dwiema znanymi w całej niemal Europie oraz w obu Amerykach.
Zdrowo walnięci wtaczamy się do taxi, żegnamy się na widok Szpicy próbującego ujarzmić CBR R 5000 RRR**** od Hondiego jakieś dwa do trzech metrów nad asfaltem. Wiezie nas taksówkarz i zgodnie z regułami swojej profesji oraz stanem naszego wymęczenia liczy za kurs 2000 złotych, twierdząc z ręką na sercu w zależności od miejsca naszego zamieszkania, że:
a) jechaliśmy na krakowskie Kliny przez warszawskie Szmulki, bo tak wskazywały znaki na drodze i na niebie
b) jechaliśmy na warszawskie Stegny przez krakowski Kazimierz, inaczej bowiem się nie dało.
Poplamione czernią nocy osiedla nie szpecą jak za dnia. Refleksy świetlne dodają im uroku. Kolejny minął dzień…
Znowu, kurde, non capisco
Rankiem wszystko boli, choć życie jakby mniej. Po przykrym uświadomieniu sobie, że jest aktualnie środa, a nie sobota, jak nam się wydawało w sennych zwidach przez mgłę dostrzegamy garaż (jeśli go posiadamy), albo sprzęt postawiony przed domem (jeśli go jeszcze nie ukradli). Nie dla nas on dzisiaj, nie dla nas… Toaleta, ablucje, ciche dni. Kawa, muzyka, hajde, hajde, w kierat.
Wtaczamy się woniejąc perfjumem zmieszanym z alko (potworna kombinacja) do pojazdu komunikacji publicznej przy jednoczesnym zaoszczędzeniu na taxi via praskie Hradczany. Latają za szybą panie i pany na wszelkich pojemnościach. Lud Chroniony Stalą sprzeciwia się takiej postawie głośno dając upust emocjom. Padają słowa nie licujące z godnością pawianów, makaków oraz najzwyklejszych wesz. Kobra królewska nie jest tak jadowita, jak słowa ludu zamkniętego w stali.
Nie tylko motocyklistom się dostaje. Obsrywany jest cały świat, odnotowujemy rżnięci kacem. Kierowcy BMW, bo ich stać, kierowcy Tico, bo ich nie stać, stojący na przystanku, bo stoją i zaraz wejdą korkując i tak zakorkowany autobus, wysiadający, bo wysiadają i mają już za sobą katorgę wspólnego przejazdu. No i sąsiedzi z naprzeciwka, bo posiadają większy metraż, trzy telewizory, a urlop spędzili na Seszelach! Nie oszczędzeni zostają również policjanci, rowerzyści, parlamentarzyści, rolkarze, panie w ciąży, a nawet tchórzofretki, o których chyba już gdzieś coś wspomniałem. Łeb pęka.
Wtaczamy się do pracy. Niepijący Zyga na M25 od Junakiego jest tu już od dawna…
*Ale przecież nie ma już przerw w dostawie. Trzeba będzie coś wypić przed…
**Królowa Życia, Stanisław Staszewski
*** Tak mija czas, Happysad
**** Model sponsorowany przez Klinikę Transplantologii Uniwersytetu Jagiellońskiego
Komentarze : 5
->MotorheaD: O ile ja się znam na procentach, to nawet spirytus laboratoryjny ma tylko 97%, z małym przecinkiem... Ale może być, że znam się słabo, a wtedy gratuluję dostawcy ;-)
->Śniadanie: Niech będzie, zaryzykuję te dwie euro-bańki zwłaszcza, że ich nie mam!
Poza tym, od dzisiaj trafiasz na moją listę ulubionych - za miłe dyskusje w komentarzach i coraz przystępniejsze dla ścisłowców teksty ;-)
MotorheaD ----)> Kiedy to pisałem, procent było - jak dobrze pamiętam - 40. Cóż poradzić, raz na czas chyba trzeba. :-)
EasyXJRider ----)> Najwyżej pozwę Cię o 2 mln euro. :-)
No popatrz, i ja o procentach mam coś w zanadrzu do publikacji (chociaż nie tak poetycko)... Ajajaj i co teraz, pisać coś innego, czy wystawiać się na podejrzenia o przesadne inspirowanie się... Ech, ciężkie życie blogera.
Archiwum
Kategorie
- Na wesoło (656)
- Ogólne (151)
- Ogólne (5)
- Ogólne (80)
- Turystyka (7)
- Wszystko inne (25)
- Wszystko inne (4)