08.10.2012 07:18
Nie jeżdżony w deszczu
Oko w oko z…
Przybierają różne formy i kształty. Od gładkolicych gogusiów, przez twardo ciosanych niemal nadludzi, po ledwie zauważalnych z pozoru gamoni (tacy potrafią dać do wiwatu motocyklowemu światku), którzy stawiając swoje warunki próbują z trudem i w bólach dopasować się do warunków naszych ku obopólnej korzyści. Ta, niestety, czasem okazuje się jednostronną, czyli nie naszą.
Najgorsi są chyba tacy, którzy wyniszczające wątrobę czasy szkoły średniej przeżywali w towarzystwie ponadczasowych produkcji filmowych, gdzie aktorzy, których dziś można podziwiać w jednym filmie* dokonywali prawdziwie heroicznych czynów pobierając za to kwoty obce większości handlarzy, o jakich się tu teraz pisze.
Osobnicy ci (tj. handlarze, nie aktorzy) zapatrzeni na swych dawnych filmowych herosów ceny walą zazwyczaj z grubej rury, a serwowane przez nich sprzęty nierzadko przywodzą na myśl kaskaderkę uprawianą na hollywoodzkich planach filmowych oraz na innych planach, z pewnością równie ważnych i temu światu potrzebnych.
Niestety, to pokolenie jest już prawie na wymarciu… chyba, że współczesna medycyna przyjdzie na ratunek organowi wewnętrznemu** poddawanemu nierzadko próbom dającym się nazwać wyłącznie ekstremalnymi.
Siedziba Dżina
„To tam, w lewo, w prawo, i jeszcze raz w prawo i prosto, prosto, prosto… pukać dwa razy, gwizdnąć, splunąć i jeszcze raz zapukać”… powtarzamy sobie w myślach wskazówki udzielone przez handlarza mające zaprowadzić nas do jego siedziby.
Docieramy tam w końcu niejednokrotnie doprowadzani przez lokalnych Pepków Wyskoczów wyceniających swoje usługi w litrach sześciennych. Najczęściej wiedzą oni o otaczającej nas rzeczywistości znacznie więcej niż ksiądz proboszcz i za dodatkową opłatą serwują nam najróżniejsze historie, w których niezmiennie – wszak dzieje się tak od wieków – główną rolę odgrywają narządy płciowe.
Pal licho jak jest to garaż. Na dobrą sprawę możemy uwierzyć handlarzowi w zimowe ogrzewanie „lokalu”, a nawet w dobre chęci, którymi podobno wybrukowano pięknie ulice pewnej mitycznej krainy. Nie ma się co nawet przejmować stodołą, najważniejsze, że nie pada i rdza nie siada.
Schody i to nie te prowadzące do innej mitycznej krainy będącej w opozycji do tej, o której coś się już tu bąknęło, zaczynają się, gdy sprzęt stoi w polu. Cóż z tego, że symetrycznie rozstawiony, że cieszy nawet oko, a chrom emituje blask przywodzący na myśl światłość wiekuistą. Jak lato jest, dedukujesz i sprzęt w polu stoi, to gdzie w takim razie znaleźć go można, kiedy zima przyjdzie?
Też w polu odpowiadasz i prędko uciekasz, choć możesz, na własną odpowiedzialność, zostać jeszcze chwilkę i nawet coś kupić. I nie żałować. Albo i żałować.
Taktyka magika
Preferują najróżniejsze strategie. Najgroźniejszą z nich wydaje się być: „spokojnie, nic na siłę, szanowny pan, piękna pani, się zastanowi, wróci za tydzień, albo i dwa, pan weźmie”. Co za podejście!, myślimy oczarowani. Facet nie ma w sobie nic ze Świadków Jehowy, Mormonów, ani telemarketerów o anielskim głosie potrafiących wcisnąć zabiedzonym emerytom wszystko, choć niestety, przez to zazwyczaj należy rozumieć nic, czyli kit.
Oglądamy sprzęta, a handlarz niewzruszenie cmoka, pali, żuje, łuska, bądź wspomina stare dobre czasy, kiedy to z Wiktorem na Sokole najróżniejsze płatali figle. Nie narzuca się. Podpatruję ofiarę. Czuje jej przyspieszony puls. Delektuje się wzrastającym ciśnieniem. Kalkuluje w myślach zyski. Straty zostawia komu innemu, czyli nam.
Wszystko wydaje się być na swoim miejscu. I w ramie siedzi silnik, jak producent zalecił. I koła względnie proste, lakier pierwszy, klocki znośne, napęd i opony legendarnych 90%. Żadnego szlifu, gleby, a gdzie by tam nawet. Sztuka prawie nówka, nigdy mnie nie zawiódł, a i wcześniejszej właścicielki też nie, choć ma już ze czterdzieści lat… No i nie jeżdżony w deszczu! Tylko brać, zalać, jechać, choćby i w poprzek świata.
Bierzemy i jedziemy. Do domu jakoś się turla, a świat może przecież poczekać do przyszłej soboty. Szczęśliwi, że tych kilkanaście banknotów parzących kieszeń zmieniło właściciela, który przy wieczornym litrowym wlewie z Wiktorem także wyraża zadowolenie, dziwiąc się ludzkiej naiwności, czyli naszej.
To scenariusz czarny.
Jasny, który też przecież często się zdarza, wygląda po prostu tak: bezchmurne niebo przecinają smugi zostawiane przez strzegące naszego nieba F16, ptactwo treli i moreli ukryte wśród leśnych drzew, zapach Natury tryska spod kół gwałcąc niemal nozdrza i jest to sto trzydziesty pierwszy dzień od chwili, kiedy u handlarza, którego nazywamy już dilerem, nabyliśmy wymarzony (do następnego wymarzenia) sprzęt w naprawdę doskonałym – jak na 40 lat – stanie, nie lękający się deszczu, dosiadany zarówno przez kobietę i mężczyznę, garażowany, serwisowany i bezwypadkowy… i tak dalej i dalej.
*Obie części „Niezniszczalnych” uznaję za dziwne produkcje. Uważam, że jest w kinie akcji mnóstwo o niebo lepszych pozycji, a mimo to obejrzałem je z uśmiechem. Sentyment to jest naprawdę duże coś…
** W czasach Starożytnego Egiptu wątroba była siedzibą Maat, bogini sprawiedliwości.
Komentarze : 5
Mikkagie ----)> Troszkę popsioczyłem, posarkałem w temacie oczywistym, a na swojej drodze, na szczęście, spotkałem wyłącznie tych dobrych handlarzy (tzn. z takimi się układałem). A i ze szponów tych podejrzanych udało mi się cało wyjść. :-)
trrr----)> Piwo biorę. :-)
Taki Jeden ze Stegien ----)> Ha! Ha! Dobre! :-)
EasyXJRider ----)> Nie potwierdzam, ale i nie zaprzeczam. :-)
@Śniadanie: W zasadzie diler to jest w salonie. Albo jeszcze gdzieś indziej... ;) Najlepsze jest to, że wszyscy wiemy co to handlarz, co chce nam uczynić, jakie ma metody... I często, mimo wszystko, zalewamy mu Wiktora po same brzegi :D
nie wiem co bierzesz?..ale dobre to:)))
Nie, nasze Śniadanie trenuje przed skokiem na literacką nagrodę Nobla... ;)))
Archiwum
Kategorie
- Na wesoło (656)
- Ogólne (151)
- Ogólne (5)
- Ogólne (80)
- Turystyka (7)
- Wszystko inne (25)
- Wszystko inne (4)