26.06.2012 17:06
Deszczowy szlif
Polegliśmy z Yamahem w drodze powrotnej. Parking Biedronki, tej samej, która radośnie nawoływała do kibicowania biało-czerwonym, wypluł dwadzieścia metrów przed nami samochód, którego marki nie udało mi sie zarejestrować, ani przed, ani w trakcie, ani tym bardziej po. To klasyczne wymuszające pierwszeństwo splunięcie być może skończyłoby się inaczej, gdyby świat nie był reprezentowany przez:
a) 10 km za Wadowicami
b) opady atmosferyczne przemianowujące asfalt w środowisko niesprzyjające użytkownikom ruchu drogowego konsumujących kilometry z perspektywy motocyklowego siedzenia.
Po gwałtownym hamowaniu przy prędkości 70 km/h zgodnej z mową znaku drogowego fizyka musiała zadziałać. I zadziałała. Nawet na mnie, aż nie mogłem w to uwierzyć, na mnie, w odblaskowej kamizelce i w białym kasku, który zawsze zwykł jeździć ostrożnie, z pełną koncentracją i w jakimś idiotycznym przekonaniu nieobcym chyba wszystkim motocyklistom, że incydenty drogowe, jakkolwiek obecne w szerokim świecie, nie dotyczą mojej osoby.
I już sunąłem po asfalcie, a za mną naprawdę wierny Yamah chyba nawet szczęśliwy, że trafiła mu się taka gratka. Parliśmy tak przez siebie jakieś pięć do siedmiu metrów w czynności tej idealnie zsynchronizowani, jakby złączeni jednym celem. I dopiero na finiszu tego radosnego asfaltowego pochodu moje ciało zapragnęło dostarczyć rozrywki kierowcom i fiknęło trzy do czterech koziołków, jednak samotne były to fiknięcie, bo wierny towarzysz podróży brykać ze mną nie chciał. Aż w końcu razem zatrzymaliśmy się w miejscu. Bok w bok. Ja i sprytny skośnooki gówniarz. Po w miarę szybkim stanięciu na nogi zorientowałem się, że sprawca naszego naziemnego rajdu dał porwać się strugom deszczu w nim upatrując schronienia przed konsekwencjami. Biedny Yamah też zdążył to odnotować, o czym poinformował mnie po sprowadzeniu go do pionu (przy pomocy bardzo miłego pana) przez odmowę dalszego działania. Odpalił jednak w końcu i ruszyliśmy w ostatnie 40 km do domu z lekko skrzywioną kierownicą dziś już na warstacie wyprostowaną.
Yamah przeżył indycent w stanie niemal nienaruszonym. Impet upadku z dumą przyjęły na siebie sakwy wypełnione namiotem, śpiworem i materacem. Leciutkie zarysowania na przednim błotniku, lewym lusterku i kufrze będą już zawsze skłaniać mnie do refleksji. I tylko smutek jakiś mnie bierze, ten z tych łączących się z irytacją, że sprawca tego zamieszania... a zresztą. Kolano tylko pobolewa, choć gdybym miał ochraniacze, może nie musiałbym tego odnotowywać. Te w kurtce świetnie zdały egzamin.
Komentarze : 10
EasyXJRider ---)> Miłość od pierwszego wejrzenia potrafi wytrącić z posad.
->śniadanie: problemem nie była masa Ciuchci, tylko masa fiesty, której kierowca uległ urokowi zadupka xjr-y i w nim zaparkował.
Yamahem Fz6 "El Zdzira" :D zacna maszyna jak to każdy yamah :)
S-Fighter ---)> Twój komentarz wprawił mnie w lepszy humor. Myślę, że możesz mieć sporo racji.
Dominiks1980 ---)> Najważniejsze, że ból kolana ustępuje. Kupiona na Słowacji końska maść daje radę. Podejrzewałem walnięcie wiązadła - niesłusznie.
EasyXJRider ---)> Może dlatego, że masz cięższy motocykl? I jakaś to wszystko mocniej zadziałało?
Długodystansowy ---)> Współczuję.
Mikkagie ---)> No żesz właśnie.
Piotr84 ---)> Jakim Yamahem?
niezły opis wypadku: D jak Jan Kochanowski by to napisał:P też ganiam yamahą :D
Ech, z Ciuchcią nie było tak bezproblemowo. Ja miałem pełną zbroję pod kurtką, nakolanniki, osłony biodrowe i kości ogonowej wszyte w spodnie. Zbroja, kurtka, spodnie, buty i nakolanniki (lewa strona) do wymiany...
Niestety żaden/na z nas nie zna dnia, ani godziny, takiego incydentu. Na szczęście skończyło się na siniakach.
Ja już 2 razy leżałem na lewym ramieniu w tym roku. I sam się dziwię jak nie wiele się motocyklowi stało. U mnie kurtka też zdała egzamin, a ochraniaczy na kolana w obu przypadkach nie założyłem:)
To na pewno był matiz, z chorągiewką w każdym oknie i skarpetami na lusterkach!
No żesz... Szczęście w nieszczęściu, że tylko drobne uszkodzenia Ciebie i Yamaha :) Tak poza tym stwierdziłbym, że opowieść świetnie napisana, ale teraz... No szkoda strasznie.
Archiwum
Kategorie
- Na wesoło (656)
- Ogólne (151)
- Ogólne (5)
- Ogólne (80)
- Turystyka (7)
- Wszystko inne (25)
- Wszystko inne (4)