Najnowsze komentarze
Junak M16 to nie Malibu, tylko Day...
beniamin82 do: Ctrl c + ctrl v, bitch!
Zrobiłem na chińskich jednośladach...
sniadanie --------> Nie, nie ma...
EasyXJRider ----)> Wolałbym napisa...
Przymierzasz się może do napisania...
Więcej komentarzy
Moje linki

20.06.2012 15:36

Pienińska Adventure

Słońce stoi nisko. Rozpoczyna się przygoda. Lud polski „posobocie” dmucha w domowe alkomaty obwieszczające zakaz notorycznie łamany przez Tadka, Kulawego i resztę ferajny. Na trasie przede wszystkim czopery i krążowniki. Latają pany jakieś trzy do czterech centymetrów nad asfaltem. Skłaniają do machania. Panie nie zostają dostrzeżone, ale to pewnie przez blendę utytłaną truchłem. Łąki, lasy, pola, sioła, błękit nieba, wypalająca wzrok żółć życiodajnej kuli. Rozgrzane „wstęgi szos”. Chłód niosący się od Dunajca. Przestrzenie dopraszające się zdobycia. I zdobywane.

Kto on jest?

Yamaha YBR 125 Custom. Półćwiartkowy, jednocylindrowy gówniarz zasilany wtryskiem. Kocha wysokie obroty. Z wzajemnością. Niżej nie jest źle, jednak 10 koni idzie wtedy stępa, marząc o galopie. Poza tym Yamah toczy się sam. Precyzyjnie i na temat. Idealny do miasta, a dzięki wygodnej pozycji za kierownicą, dopomina się dalszych wypadów. Głodny świata klasyk.    

 

Kołowanie  

120 kilometrowy poranny przelocik z Krakowa przez wsie, góry, lasy skutecznie pozwala zapomnieć o wszystkim.  I tylko spacerujący chwiejnym krokiem po poboczu przypominają o porażce biało-czerwonych z Czechami oraz o ograniczonym zaufaniu. Zwłaszcza do wszystkiego, co chodzi na dwóch i czterech kończynach. A czasem nawet pełznie, jak ten pan za Mszaną Dolną, stuprocentowy z pewnością kibic wypatrywany z niecierpliwością przez żonę trzymającą w zanadrzu „kilka ciepłych słów” oraz potencjalną interwencję policji.     

 Stop był, to i stanąć trzeba było.
Zapalić zgodnie z przepisami i dopiero dalej jechać.

Pole

Sromowce Niżne witają upałem. Namiot stoi. Obok kilka camperów. Pogawędka z małżeństwem na Banditcie rozpoznającym okolice przez atak. Wrócą tu niebawem. Niedzielne rozleniwienie. Dwudziestominutowa półdrzemka. Zaraz potem grzałka w ruch, makaronowe danie umajone domowym mielonym rozdało niezbędne kalorie. Pobliski kościół przypomina o swoim istnieniu wiernymi wysypującymi się po mszy. Turyści przemieszczają się tam i z powrotem zupełnie jakby byli hobbitami. Pochłaniane przez nich lody skłaniają do zakupu. Nie, nie kupuję tam, gdzie największa kolejka. Najmniejszą równie skrzętnie omijam. Nabywam rożka w spożywczym i ostentacyjnie odpakowuję go przed lodziarnią. Pogarda tłumu niemal wykłuwa mi ślepia. Stateczny pan spoziera w górę wnikliwie oceniając wytrzymałość konarów. Pachnie liczem. Trzy Korony świadkiem.   

Bo namioty są od tego... 

Dwa światy

Dunajec. Rzeka graniczna. Dzięki otwartej w 2006 kładce dla pieszych łącząca to, co niegdyś oddzielone było na mocy ustaw i dekretów. Dziwi, że ten komponujący się z krajobrazem stalowy łącznik został wybudowany tak późno, skoro już w protokole z obrad sesji rady gminnej z 1914 roku odnotowano:

 

 Jan Dziurny wójt stawia wniosek, aby powzięto staranie [o] budowę mostu na Dunajcu, bo tutejsi mieszkańcy nie mają żadnego połączenia ze światem i wskutek tego zamiast podnosić się na majątkach to jeszcze upada, a że my ubodzy sami budowie mostu  nie podołamy, przeto my są przymuszeni prosić ustnie we Lwowie pana Namiestnika, aby nam odpowiednią kwotę na budowę mostu udzielić raczył. Na wyjechanie do Lwowa upoważniam osoby godne zaufania i oto wielebnego ks. Jana Kwiatkiewicza i Jędrzeja Waradzyna, a koszta podróży poniesie gmina z funduszu gminnego jako przewóz do stacji kolejowej i przywóz na powrót oraz kolej i jakie takie strawne.

 

Nie dziwią natomiast słowaccy klienci sklepów spożywczych. Każdy liczyć potrafi. Fruwa w powietrzu polska waluta i choć tu wydaje się ważniejsza od euro. Telefon wyświetla mi słowacki T Mobile. Ciekawe jak żyją z tym mieszkańcy. Złotówka za minutę rozmowy od święta wita się z obojętnością. Na co dzień może wzbudzać konsternację.   

 Flisacy skutecznie spławiają.

Pienińska Magia

Przełom Dunajca olśniewa. Pnące się ku górze skały wyzwalają się od dominatu rwącej przed siebie rzeki. Flisacy spławiający turystów gratis dorzucają pikante opowieści. Bez nich przecież świat nie mógłby istnieć. Wybieram rower. Na flisaków patrzę z wysokości szlaku. Dwa koła zamiast dwóch wąsów. 15 kilometrów do Krościenka w jedną i tyleż samo nazad. Pieniński Park Narodowy zrekompensowałby i dziesięć razy dłuższy dystans. Kanion Colorado? Pikny, panie, ale jakiś takiś daleki. Potem piesza wędrówka słowacką stroną. I tu znów. Krążowniki, czopery. Czopery, krążowniki. Rozklangowana rzeczywistość . I tylko czasem nie udaje się dostrzec pojedynczego śmiga. Słowacka lewa pracowała równie jak nasza, a mówi się, że tylko Polacy machają.

Rowerem, pieszo, będąc spławionym,
nieważne. Koniecznie! 

Grupa śmierci

Po powrocie z rowerowego przelotu i spaceru browar w cieniu campingowej lipy. Wieczorem trochę sportu. W pizzerii tętni życie. Transmitowany mecz Holandia – Portugalia zdaje się je podsycać. Młodzi chłopcy z piwem i małogastronomicznymi zakąskami próbują zapomnieć, że definitywny kres niedzieli jest tylko kwestią czasu. Nie widać w nich tęsknoty za poniedziałkiem. Wyrażają podziw dla „dających z siebie wszystko” piłkarzy oraz kątem ust poruszają kwestie nieobecnych. Że szuje, złodzieje i kłamcy. Że takim to zawsze dobrze. I zawsze wychodzą na swoim.

Po wyczerpującym dniu złożenie żywych jeszcze zwłok w namiocie przynosi spodziewaną ulgę. Sen jednak nie chce się pojawić. Niesie się gdzieś z oddali góralskie śpiewanie. Piękne, tęskne, zawodzące za czymś niemożliwym do uchwycenia, śpiewanie, które w końcu przekonuje Morfeusza do litościwego zezwolenia na tymczasowe opuszczenie padołu łez i wypaczeń.  

 

Powratak

Pierwszy dzień tygodnia w pełnej krasie. Upał nawołuje do pozostania, obowiązki względem świata protestują. Do stajni Yamah wiezie szybciej. Po drodze jeszcze rzut na Niedzicę i Czorsztyn, mnogość serpentyn i żadnych samochodów. No, może dwa. Pustka, góry, lasy, zalew. Zabrzeż, Kamienica, Mszana Dolna, Kasinka Wielka, wszystko to zostaje w tyle.  Z przodu perspektywy kolejnych przelotów dłuższych i dalszych. Świat czekający na odkrycie, domagający się podziwu, zachwytu i zaprezentowania. I to marzenie największe… Jakie? W swoim czasie.

Świadek upadków i
wzlotów.

Komentarze : 9
2012-06-22 10:46:31 EasyXJRider

Śniadanie, jak wspomniałem, prosty facet ze wsi jestem. Na dodatek ścisłowiec spaczony technicznie... Lubię prostotę (nie mylić z prostactwem). A jak piszesz swoje teksty to już Twoja sprawa i nic mi do tego, ot podzieliłem się własnym odczuciem.

2012-06-22 10:30:57 sniadanie

EasyXJRider: Lodovico Settembrini w być może znanej Ci powieści zwykł mawiać, że literatura powinna możliwie najpiękniejszym językiem opowiadać nawet i banalne historie. Moja relacja z pienińskiej wycieczki to w istocie mini reportażyk, a ten, o ile pamięć mnie nie myli, jest jednym z gatunków literackich. Druga sprawa, banał, mój blog, moje prawa, jeden polubi, drugi wzgardzi, trzeci po prostu wzruszy ramionami i wróci do dyskusji, które moto najlepsze na początek. Mówią na to, panie, życie. Uważam, że ktoś powinien kontrować postępującą wulgaryzację mowy ojczystej (pierwsza strona pewnej gazety, dziennikarz napisał: "skrzyknęli się na fejsie"). Mam nadzieję, że pozwolisz mi pisać w sposób, w jaki uznam za stosowny, przy jednoczesnym spostrzeżeniu, że Twoja poprawna polszczyzna ożywia we mnie nadzieję, że nie wszystko stracone. Pozdrawiam serdecznie!

2012-06-21 20:11:46 EasyXJRider

Fajna wycieczka, dobrze opisana, choć jak dla mnie styl nieco zbyt "ornamentowy". No ale ja prosty facet ze wsi jestem...

2012-06-21 16:40:18 klurik

Oj kusi droga, wije się gdzieś pomysł między półkulami. Ciepło wspominam wypad motocyklem w tamte rejony (Szczawnica, Niedzica, Zakopane). W drodze powrotnej na ciepłe wspomnienia spadł zimny deszcz, ale jak wiadomo obróbka termiczna hartuje ;)

2012-06-21 15:20:06 sniadanie

W drogę klurik do pięknej Niedzicy NIedziczanina, ku jeszcze większej zazdrości Tomjaga, szlakiem zachwyconego lukaszb.

2012-06-20 22:41:01 NIedziczanin

Moje okolice! Do sromowiec mam 5 km.

2012-06-20 21:18:34 tomjag

Kurde, ale zazdroszcze

2012-06-20 20:42:35 lukaszb

bylem w tych miejscach i bede znow w lipcu,jest pieknie. pozdro i spelnienia mrzenia.

2012-06-20 19:51:51 klurik

No i masz, zachciało mi się w drogę po przeczytaniu. Ech...

  • Dodaj komentarz