21.08.2013 06:58
Tureckie motocykle, sprawa chińska
Jeździ w Turcji mnóstwo
motocicletów, jednak próżno wytrzeszczać ślpia w
poszukiwaniu górnopółkowych sprzętów. Te,
owszem, pojawiają się, jednak traktuje się je nie do końca serio,
tak wydają się nie pasować do jednośladowego otoczenia
wyprodukowanego w Państwie
Środka. Królują tam marki Kuba i Mondial.
Przemyka gdzieś obok nich Celik oraz Asya Motors i nie sądzę,
żeby ktoś prócz mnie zwracał tam na to uwagę, bo jest tyle
ciekawych rzeczy do zrobienia: np. sprzedaż dywanu. Albo złota.
Ewentualnie przypraw, słodyczy, ryb, mięsa, generalnie, sprzedaż
wszystkiego, bo jest to kraj na sprzedaż mocno nastawiony.
Dość dziwnie się czułem wpatrując się w
motociclet, który w nadwiślańskim kraju z dumą obnosi logo
takie, bądź inne, podczas gdy w państwie, gdzie wiele lat temu
Ojciec Wszystkich Turków, Mustafa Kalef rozpoczął wciąż
nie zakończony proces europeizacji, zupełnie inne znaczki
figurują na baku. To w końcu co to jest?, zapytałem samego
siebie. Kuba czy Romet? Po kilku minutach bezowocnych rozstrząsań
z powodu nie wynalezienia satysfakcjonującej odpowiedzi, uznałem,
że pozostawię ten problem motocyklowym filozofom, o ile tacy w
ogóle istnieją, do czego nie mam żadnej pewności i mieć
chyba nigdy nie będę. Mój Yamah wzbudzał szacunek, zwłaszcza
w mniejszych miejscowościach, gdzie japońskich motocykli prawie
nie widziałem, a jeśli już wydawało mi się, że widzę, bardzo
prędko okazywało się, że mam do czynienia ze sprzętem
chińskim. Wszystkie jednak osiołki napotkane
zarówno w Turcji, jak i na Cyprze wydawały się być
odpowiednio: tureckie i cypryjskie, ale - jako, że na tych
sympatycznych zwierzętach nie za bardzo się wyznaję - wcale nie
musi to odpowiadać prawdzie i proszę mieć to na
uwadze. W większych miastach brylowały: Honda CB 150 i
Yamaha YBR 125, choć i one, nawet w Stambule, ginęły w ryku
chińskich małolitrażowych kominów bulgoczących jak co
najmniej te cruiserowych litrów. Łatwość z jaką mój
Yamah był przez nie wyprzedzany do dziś zmusza mnie do rozważań
nad ilością koni mechanicznych zaklętych w silniku nazywanym
przez inżynierów i mechaników starej daty - takie
mam wyobrażenie - “jednostką napędową”. Większe motocykle reprezentowane
głównie przez sprzęt sportowy raz na czas próbowały
zwrócić na siebie uwagę, jednak skutecznie zagłuszane
chińskimi odgłosami kapitulowały i pruły dalej szukać pociechy na
autostradach, których w Turcji nie ma zbyt wiele, jednak
jeśli już się pojawiają emanują niemiecką precyzją i orientalnym
przepychem, co w istocie powiedzieć można także o drogach
ekspresowych i krajowych. W przeciwieństwie do zmagającej się z kryzysem
Grecji wszystkie pasy na jezdni były naniesione w sposób
czytelny, co po przekroczeniu granicy początkowo wielce mnie
dziwiło i dopiero po kilku godzinach jazdy dotarło do mnie, że
zbawcza biel tureckiej farby podoba mi się bardziej niż grecka
asfaltowa czerń, która może specjalnie nie przeszkadzała,
ale z pewnością także niewiele ułatwiała, a przecież lepiej jeśli
jest łatwiej.... Chyba, że mówimy o pewnych grach
komputerowych, gdzie poniżej pewnego poziomu trudności grać jest
po prostu najzwyklejszym obciachem.
Komentarze : 10
Bliskowschodniemu sposobowi organizacji ruchu drogowego mówię zdecydowane NIE!
A moje serce nic nie mówi, tylko zasysa i tłoczy. I tak ma pozostać możliwie długo.
Prawda, różnie ludzie traktują swoje motocykle i różnie są odbierani. Ja lubię motocykle wszystkie, generalnie. Kraj pochodzenia może mieć dla mnie znaczenie wyłącznie podczas zakupu.
Podobnie uwielbiam podpatrywać motocyklowanie, nawet wtedy, gdy jestem pieszym. Najwięcej w takich chwilach dostrzegam, najłatwiej mi o analizę pewnych zachowań, niektórych absurdów.
Prawdą jest, co mówisz, że mniejsze pojemności u nas traktowane są przez motocyklistów troszkę z góry, ale tak jest na całym świecie i ja też tak w istocie uważam. Nigdy nie brnę jednak w dyskusje nad pojemnościami, bo po pierwsze nie mam na to czasu, a po drugie nie wszyscy motocykliści dojrzeli do tego typu polemik (przejrzyj fora) i bardzo prędko przechodzą do wulgaryzacji, a ja do takiego poziomu zniżał się nie będę.
Koncentruję się na tym, że lubię, gdy ludzie jeżdżą i że ich to autentycznie kręci.
Yamah dziękuje za troskę i mówi: mam się świetnie, a będę miał się jeszcze lepiej. Pozdrawiam! :-)
To co opisałeś, Sniadanie, wydaje się pokazywać, że tam jednoślad traktuje się czysto praktycznie, jako tanie i mobilne (w sensie tego motoryzacyjnego tłoku na tamtejszych drogach) jeździdełko. Kilka razy widziałem w TV czym i jak się jeździ w Azji i Ameryce Płd. (np. cała 3-4 osobowa rodzina z bagażami na motorku 125 albo skuterze). Być może wynika to z biedy i zapóźnień infrastruktury (mało aut, wysokie ceny, mało dobrych dróg, brak publicznej komunikacji). U nas jest inaczej, jednoślad jest traktowany raczej jako dobro luksusowe, gadżet hobbystyczny, ukochane cacko, które musi mieć godną pojemność i markę. I raczej jest drugim albo trzecim pojazdem w domu, niż jedynym. Pokutuje nadal wyższość litrów nad 50, 125 czy 250cc, które tu są traktowane mało poważnie a tam stanowią zasadniczy trzon w grupie jednośladów. Z tym, że i u nas zaczynam zauważać powolną zmianę w kierunku zwiększonej ilości małych jednośladów (50, 125, skuterki), niekoniecznie marek uznanych u nas za jedynie słuszne, traktowanych jako osiołki robocze a nie jako weekendowy gadżet dla rozrywki. Cóż, ekonomia i racjonalne myślenie robi swoje.
I dobrze.
Natomiast co do tamtejszych zasad ruchu drogowego, polegających na braku zasad, podzielam zdanie Klurika.
A z tą Twoją preferowaną szybkością 60-70 km/h (pisałeś o tym w innym poście) to nie przesadzaj :) Zamulisz swojego Yamaha na amen i biedak nie będzie mógł kości (czytaj: wtrysku) rozprostować :)
klurik ---)>Rozum zgadza się z Tobą, jednak serce tęskni za chaosem, który był także porządkiem.
Wiem, że statystyki jasno komentują problem przestrzegania przepisów, jednak ja zdania nie zmienię: bardziej podoba mi się jazda tam (rozumiem przez to także Włochy i Grecję) niż tu.
I nie chodzi tu wcale o adrenalinę, ryzyko, itd.
Czekam zatem na Twój turecki wpis.
Zupełnie niechcący pominąłem odpowiedź na Twoje pytanie. Przepraszam.
Otóż miałem okazję poznać Hondę Falcon 400. Przedstawię ją w najbliższym wpisie, o Turcji właśnie.
@sniadanie
Niestety nie podzielę Twojej opinii. Owszem, to niesamowite kiedy spojrzeć na ten ruch na ulicach, który wydaje się być fascynującym, tętniącym zjawiskiem. Drogi żyją własnym życiem. Z drugiej strony jednak widziałem wypadki spowodowane właśnie takim brakiem zorganizowania i przestrzegania przepisów.
W swoim opisie Marokańskich dróg, które są bardzo zbliżone do tego co widziałem pod względem zachowań na drodze w Turcji, wspomniałem o kwestiach "deficytu" bezpieczeństwa na drogach. Powiedzmy, że dyplomatycznie przemilczałem wypadek który widzieliśmy, spowodowany właśnie ułańską fantazją i brakiem jakiegokolwiek skrępowania na drodze. W skali czarnoworkowej oceniam go na piątkę z plusem.
Turcja wg tegorocznych danych może poszczycić się przeszło 17 milionami zarejestrowanych pojazdów, przy powierzchni kraju liczącej przeszło 700 tysięcy kilometrów kwadratowych. W Polsce w ubiegłym roku przekroczyliśmy liczbę 18 milionów pojazdów, a powierzchnię kraju mamy ponad dwukrotnie mniejszą. Mimo to ilość wypadków śmiertelnych na naszych drogach jest sporo niższa niż w Turcji. Wg WHO w 2012 roku w Polsce zginęło w wyniku wypadków drogowych około 3500 osób, w Turcji ponad 10000. Obawiam się, że te 6500 ludzkich historii, które stanowi tu różnicę, może nie zrozumieć sensu sprowadzenia tego fascynującego spektaklu na nasze podwórko.
Nie twierdzę, że powinniśmy bezkrytycznie czerpać wzorce z np. Norwegii, ale jako pieszy i kierowca czułem się tam najzwyczajniej w świecie bezpieczniej niż w pozostałych krajach, których drogi w mniejszym lub większym stopniu poznałem.
Klurik ---)> Bardzo chciałbym, żeby tak było w Polsce, bo znalazłem w tym szaleństwie metodę. Piszę to zupełnie serio.
Bardzo bym chciał, żeby Turcja weszła do Unii i nauczyła nas jak się jeździ. Ech, to byłoby coś!
Popularna w Turcji Honda CB 150, o której wspomniałem to chyba też model tylko rynek azjatycki. Ale wygląda niemal jak 600-ka i jest o wiele, wiele większa od malutkiej CBF 125 sprzedawanej także i w Polsce.
A konkretnie na jakiej Hondzie jeździłeś?
Na tureckich drogach jest po prostu azjatycko i lata upłyną zanim to się zmieni. Unijne aspiracje giną gdzieś w dźwięku klaksonów i już nie wiadomo czy głośniej trąbią ci wjeżdżający na czerwonym, czy na zielonym.
Miałem okazję zobaczyć drobny wycinek tego kraju z siodła Hondy...ale takiej niespotykanej raczej w tej okolicy, bowiem importowanej z Brazylii i robionej na tamten rynek. Ale to już inna historia.
Bardzo polubiłem turecki sposób ulicznego przemieszczania się i przyznam, że bardzo mi go brakuje.
W Polsce jest jakoś tak zasadniczo i kwadratowo. :-)
Nie wiem jak jest z ubezpieczeniem w Turcji, ale wydaje mi się, że jest tak samo obowiązkowe, jak na całym świecie.
Ja, oczywiście, miałem zieloną kartę, którą sprawdzano skrupulatnie na granicy.
Hehe ruch faktycznie bardzo bardzo specyficzny, a co do japonskich sprzetow to przez tydzien pobytu widzialem tylko jednego osobnika tego gatunku byla to africa twin notabene na polskich blachach. Sam dosiadalem wypozyczony na miejscu skuter made in china ,, KYMCO'' 125 ccm warto tez zwrocic uwage ze w turcji takie sprzety nieposiadaja ubezpieczenia a ich jezdzcy nie maja obowiazku noszenia kaskow.
Archiwum
Kategorie
- Na wesoło (656)
- Ogólne (151)
- Ogólne (5)
- Ogólne (80)
- Turystyka (7)
- Wszystko inne (25)
- Wszystko inne (4)