23.11.2012 17:30
Pierwszy kontakt ze stalą
Producent zaleca, przekonywałem go przy jednoczesnym pocieszaniu, na co Yamah gniewnie rzucił: a duże to po dwanaście tysięcy km jeżdżą bezprzeglądowo! A jak duży może, to mały gorszy ma być? A, takiego! Przepełniony uzasadnioną w jego rozumieniu złością obiecał Yamah wystosować do Iwaty protest, w którym klarownie wyjaśni z pominięciem wyrazów uznawanych za nieparlamentarne, co sądzi o sześciu tysiącach kilometrów, które jego zdaniem, są jakąś szykaną i powinny być publicznie napiętnowane oraz poddane w wątpliwość.
Na trzy dni stałem się pieszym.
Cóż poradzić, trzeba się było w stal autobusową zapakować, co też uczyniłem poprzez rozłożenie w wejściu czerwonego dywanu i skropienia powietrza wonnościami. Widziałem przecież, że ten w czapce, ta w kapeluszu i ten pod krawatem już wypuszczają z siebie gazy, o czym dobitnie świadczyły ich napięte mięśnie twarzy. Tak, warto mieć przy sobie perfjumy.
I jechałem przez stanie, bo siedzieć jadąc stalą nie lubię, choć siąść mi się czasem zdarza, czego się później sam przed sobą wstydzę.
Rozmowy wokół standardowe. Polskie. „Uwierz mi, Waldziu, sąsiad z naprzeciwka, kutasa kawał z niego jak sie masz, a to jego BMW całe, śmiech na sali, tylko stoi i stoi pod blokiem, podczas gdy moja KIA jeździ i jeździ, to tu, to tam, na akwenik wodny, fakt autentyczny, panie, jak bum cyk cyk, weźże zapytaj Mariana z siódemki, on wie wszystko, a i Żyda na kilometr zwęszy…”.
Mgła też jakaś taka jak zazwyczaj o tej porze buszowała za stalą i przyznam szczerze, że w niej, ani przez nią, żadnego sprzęta nie dostrzegłem, a zwyczaj mam taki, że jak już jadę przez stanie, to sprzęty podliczam, jako i za szczyla samochody sumowałem, dzieląc je na polskie i obce.
Smutek mnie jakiś za wszarz złapał i w pysk jakieś sześć do siedmiu razy zdzielił, bo wiedziałem, że z tej mgły do mojego liczenia niewiele się zrodzi. I tak jechałem we mgle samotnie, wiedząc, że biedny mój motocykl protest spisuje układem wtryskowym na podnośniku mechanika.
Aż w końcu odebrałem Yamaha… w ramiona sobie padliśmy, ze wzruszenia zapłakaliśmy, ja ze łba popiół żałobny strząsnąłem, ściereczką dowyczyściłem szczęśliwą facjatę gówniarza i znów stało się po prostu to: ten najpiękniejszy na świecie dźwięk zapinanej na zimnym silniku jedynki, szczeniacki warkot sto dwudziestki piątki i wesołe pogwizdywanie skośnookiego fąfla dobywające się spod reflektora…
W drodze do drogerii w celu zaopatrzenia się w zapas wonności na zimę mijaliśmy mnóstwo stali po drodze, a na światłach czasem perfjumem psikałem dostrzegając uchylone w autobusach okna i napięte twarze ubitych pasażerów wyrażających całą dziwność świata.
Cztery miesiące do wiosny, powtarzałem zawzięcie, cztery miesiące…
Komentarze : 5
EasyXJRider -----)> 50 km. Też chcę, ale i nie chcę. Tzn. w sezonie, pięknie, ale zimą - ja bez samochodowego prawka - w pks-ie... Nie mów nawet... skończyłoby się to zakupem co najmniej trotylu. :-)
dporian666 -----)>
Stal to mogiła
Motocykl to cud
W stali bezsiła
W motocyklu miód :-)
cyganka prawu powi -----)> No przecież, że se siedłem. Nawet se zapoliłem.
LondoRider() ----)> Znam dość dobrze realia londyńskiej zimy (śnieg lekki widziałem raz w lutym), ale wyspiarski klimat na dłuższą metę chyba by mnie męczył. Nawet jeśli oferowałby mi możliwość całorocznej jazdy. Upały, słońce, o, to uwielbiam! Pozdrawiam ze słonecznego dziś Krakowa.
Kurcze, a ja mam prawie 50km do roboty i jeden pks na dobę... Komunikacja zbiorowa, podobnie jak spacer nie wchodzą w rachubę. A mój leciwy katamaran umarł niedawno (niech mu złomowiec lekkim będzie) i muszę coś innego kupić, bo sezon powoli się kończy... To straszne.
Ja stalą nie jeżdżę ,
na szczęście nie muszę.
Do pracy kilometr ,
na spacer się skuszę.
Siednij, nie wstydaj się, siedząco powstaniesz, a w siedzeniu swym powstanie odnajdziesz. Nie jeden co stał, siedział, a usiadłszy, powstanie poczuł. A jak powstał, to mu w siedzeniu boleść taka, że aż zasiadł. A ta mgła, ta mgła... Coś na siekierezadu wygania. Cztery miesiące zasiadając, wstaniesz, a potem wstawszy, stojać będziesz.
O, jak to dobrze, ze u mnie zima zawituje jedynie sporadycznie, a jesli juz, to na jakies szesc do siedmiu godzin rocznie, w ciagu to których paraliz komunikacyjny obejmuje cale Wyspy Brytyjskie, przerazone dwucentymetrowa warstwa sniegowej brei na ulicach :) Cztery miesiace...nie wiem doprawdy jak przetrwalbym cztery miesiace bez mego rumaka. Chyba musialbym na ten czas w sen zimowy zapasc ze zgryzoty :) Na mysl o komunikacji miejskiej wzdrygam sie silnie. To juz wole wsiasc na moje dwa kólka poruszane sila miesni i przejechac te 30 mil do pracy i spowrotem niz dusic sie w stalowych ramionach wielkich puszek. Nie, zebym robil to czesto ale zdarzalo sie :)
Pozdrawiam z wietrznego Londynu.
Archiwum
Kategorie
- Na wesoło (656)
- Ogólne (151)
- Ogólne (5)
- Ogólne (80)
- Turystyka (7)
- Wszystko inne (25)
- Wszystko inne (4)