27.05.2013 07:52
Yamah XT660Z, plac boju i syndrom niespełnienia
Ze względu na dziwny zbieg okoliczności ominął mnie pokaz wirtuozerii wojsk specjalnych zorganizowanych pod Królewskim Zamkiem na Wawelu w ramach ich święta i jedyne, co mogłem zobaczyć to żołnierzy* przygotowujących się do pokazów oraz sprzęt, jakim posługują się dziś i jakim będą się posługiwać, kiedy w końcu ruszą na nas wyznawcy Allaha, który jest ponoć jedynym bogiem, choć – dla przykładu – członkowie Kościoła Jezusa Chrystusa Świętych w Dniach Ostatnich mówią, co innego.
Karabiny, pistolety, ubrania, wszystko odpicowane na elitarny błysk, aż się łza w oku kręciła, mimo iż nie jestem żadnym maniakiem militariów ubierającym się w demobilu i poruszającym się po ulicach z repliką Desert Eagle wepchniętą zawadiacko w spodnie. Maczety też nie noszę, choć w Krakowie – o czym świadczą coraz to nowe nekrologii – są tu niezwykle popularne.
I nagle jeden eksponat wprawił mnie w zdziwienie, co więcej, jego obecność wśród tych idealnie nakreślonych przedmiotów zaprojektowanych po to, aby pozbawić życia jak najwięcej przeciwników, wydała mi się tu wręcz nieuzasadniona.
Był to Yamah XT 660Z Tenere w czarnym malowaniu ustawiony obok quadów Polaris. Cała jego kanciastość i kwadratowość w porównaniu z obłością broni palnej różnego rodzaju i perspektywą pokazu żołnierskiego kunsztu wydał mi się tak na miejscu, jak wielka, kilkudziesięciomaszynowa kolumna motocyklowych 125-ek „sunąca” autostradą na zlot fanów małych pojemności i wysokich procentów.
Oszołomiony jego troszkę nieprzystającą do otoczenia sylwetką transformującą się w piękno chyba dopiero w pełni ubranym Yamahu Supertenere Worldcrosser – choć i nad tym czasem się zastanawiam, mimo iż kiedyś ten motocykl bardzo mi się podobał – próbowałem wyobrazić sobie ten sprzęt na bitewnym polu: jak fruwa w powietrzu womitującym ołowiem, jak przekracza brody rzek, wspina się na górskie szczyty przeganiając zdumione jego czernią kozice i świstaki, jak ostrzeliwany przez snajperów dokonuje heroicznych czynów i tak dalej i dalej…
Próbowałem sobie wyobrazić, jednak, przyznaję, słabo mi to szło.
De gustibus non disputantum, powiedziałby ktoś posiłkując się maksymą zaczerpniętą z czasów, kiedy tłum w ekscytację wprawiały wyścigi rydwanów, równie niebezpieczne i widowiskowe jak dzisiejsze Moto GP, a ja skwapliwie przyznałbym mu rację, dodając z uśmiechem: Anceps remedium melius quam nullum**.
Póki co zdania zmieniać nie zamierzam, a nawet jeśli któregoś dnia mi się odwidzi, uznam XT-ka za kolejny cud świata i zakupię go z myślą o zdobyciu K2 i tak będę pamiętał o tym wyeksponowanym jakby troszkę z boku motocyklu, który z pewnością ma tyle samo entuzjastów, co przeciwników. I mimo wszystko mam nadzieję, że miłość tych pierwszych silniejsza jest i będzie od niechęci drugich.
*Jedno jest pewne: zerkając na gęste zarosty wielu żołnierzy odnosiłem nieodparte wrażenie, że panowie widzieli ostatni film Kate Bigelow i nieobce są im poczynania NAVY SEALS.
** Niepewne lekarstwo lepsze niż żadne (łac.)
Komentarze : 6
@sniadanie
"skoro już znalazł się na wyposażeniu jednostki specjalnej, to coś na rzeczy musi być"
Tak. Zakładam, że przetarg, o którym być może przeczytamy znów za kilka lat...
EasyXJRider ---)> Można takim Yamahem np. objechać świat dookoła, co zostało tu już wspomniane. W wojsku pewnie też sobie poradzi, bo skoro już znalazł się na wyposażeniu jednostki specjalnej, to coś na rzeczy musi być.
Już wiem, dlaczego zupełnie nie siadł mi ten biedny Yamah - przez swoje nieubranie, przez tą swoją chartowność (od psa chart). W pełnym rynsztunku wygląda znacznie lepiej.
Moto na polu walki zapewne ma średnie zastosowanie. Za to może się sprawdzić służbie patrolowej. Tak mi się wydaje, bo też na wojsku zupełnie się nie znam, a na motocyklach, szczególnie tych do taplania, średnio.
paffi ---)> Właściwości jezdne Tenere to jedno, wygląd to osobna sprawa, choć muszę przyznać, że jakoś nigdy mi specjalnie ten XT nie przeszkadzał. Do ostatniej, fatalnej soboty. Ale stan ten może ulec transformacji. Jest przecież takie porzekadło: "motocyklista zmiennym jest".
klurik ---)> Triumph super sprawa i przyznaję, że coraz bardziej mi się podobają takie klasyki, wliczając w to także Kawasaki W800, choć Bonneville podoba mi się bardziej.
Ostatnio jestem wręcz oczarowany Hondą Sefen Fifty (szkoda, że już nie produkują) i CB 1100.
Yamaha XT660Z Tenere zawsze będzie kojarzyć mi się z dalekimi wyprawami i ciekawymi wyzwaniami. Wszystko przez to, że kiedyś, przed planowaniem pierwszej motocyklowej wyprawy z przyjaciółmi, w ręce wpadła mi książka "126 dni na kanapie. Motocyklem dookoła świata". Nasza wyprawa już minęła, książki o podróżach zdarzały się ciekawsze, ale sentyment pozostaje. Moja wyobraźnia jednak nie jest aż tak dobra, żeby przywołać sobie wizję tego motocykla na polu walki. jakoś mi tam po prostu nie pasuje ;)
Mój brat był wielkim fanem XT nowego, ale tylko do momentu pierwszej na nim przejażdżki. Kto wie? Może uszkodzona opona, nieodpowiednie ciśnienie, albo jakieś inne zaniedbanie spowodowało, że motocykl był nerwowy i niestabilny przy większych prędkościach.
Chwilę później zagasił swój ból po utracie marzeń o motocyklu, zasiadł na Triumpha Bonneville a kąciki jego ust spotkały się z tyłu głowy tworząc epickiego banana.
Archiwum
Kategorie
- Na wesoło (656)
- Ogólne (151)
- Ogólne (5)
- Ogólne (80)
- Turystyka (7)
- Wszystko inne (25)
- Wszystko inne (4)