03.06.2013 07:57
Feminizm, gejizm, motocyklizm
Następnie zabrnęliśmy na manowce polskich parad równości organizowanych przez odmienne orientacje, które w krajach troszeczkę bardziej cywilizowanych nazywa się trafniej paradami wolności.
Ale przecież, pomyślałem, kto walczy o równość, jest skazany na porażkę, bo skoro walczy, sam nie czuje się równym wobec reszty świata. Czy potrzeba być feministką, aby być kobietą? Nie wiem. Znam pełnokrwiste kobiety, które nie są feministkami i feministki, które nigdy nie staną się kobietami, choć i wśród nich można znaleźć prawdziwe damy.
Jak się ma feminizm i gejizm do motocyklizmu? Ano tak, że jeśli już się pokazywać, lansować i przekonywać*, należy być głośnym i kolorowym, a nie, uchowajcie Bogowie, cichym i czarnym, bo to kojarzy się z ostatecznością, a o tej większość ludzi woli nie rozmyślać, jeśli nie musi.
Moim zdaniem najtrafniejszą polską akcją motocyklową jest Motoserce i wielki szacunek dla jej organizatorów. Tu wszystko jest konkretem. Są potrzeby i jest krew wysysana z żył motocyklistów, która ma je zaspokoić. Są kolory, jest hałas. Czegoś trzeba więcej? Chyba tylko krwi, tej nigdy za wiele.
Dopiero teraz dociera do mnie ułomność ubiegłorocznej akcji, w której na bilbordach celebrowano motocyklizm przy pomocy twarzy mniej lub bardziej rozpoznawalnych. Obok tych zdjęć każdego dnia latali 600 km/h Zyga, Straszak, Rzutki i Wacha, było nie było, motocykliści, może nie tak znani, jak bokser ze zdjęcia, ale jakby szukający pretekstu do bycia – odpukać – rozsławionym w wiadomościach krajowych.
Nie interesuje mnie to, co myśli na mój widok pani w Tico czy maczeta na tylnym siedzeniu BMW z przyciemnianymi szybami. Kompletnie nie zajmuje mnie czy pan w tirze określi mnie jak zazwyczaj wulgarnie nazywa się narząd płciowy męski bądź żeński. Nie mam czasu na takie rozważania, żal mi sekund na bezproduktywne utarczki słowne, choć przecież i ja czasem nie wytrzymuję.
Moja filozofia jest prosta: żyję i pozwalam żyć innym. Jeżdżę, bo lubię. Podróżuję, bo także lubię. Ale też wiem, że wielu innych preferuje coś innego i ja im swoich fascynacji nie będę na siłę sprzedawał, mając nadzieję, że oni nie będą przekonywać mnie do wędkowania na muchę, skoro najlepiej mi w statecznym wgapianiu się w spławik.
Nie jestem aktywistą i nigdy nim nie byłem. Postawiłbym też mnóstwo pieniędzy u bukmachera, że nigdy się nim nie stanę. Jeżdżę i gwiżdżę sobie pod nosem, na co mi przyjdzie ochota. Gonię zachodzące słońce, a wiatr nie rozwiewa mi włosów, bo mam obowiązek jeździć w kasku.
Na dziś przeraża mnie tylko jedno: woda lejąca się z nieba i perspektywa – jeśli wierzyć prognozom długoterminowym – deszczowego lata, które na pewno nie pomoże branży.
*Choć na dobrą sprawę nie wiem do czego: do jeżdżenia motocyklem? Doprawdy nie wiem, co w tej w istocie poczciwej czynności jest kontrowersyjnego?
Komentarze : 2
w końcu w różnorodności siła :) na siłę nikogo przekonać się nie da, można jedynie przedstawić swoje racje i wierzyć lub nie, że komuś one się spodobają i wybierze podobną drogę. Znane osoby zawsze przyciągają uwagę, inni kiedyś sławni chcą zostać i wykorzystują do tego każdą nadarzającą się okazję. Co kto lubi ;)
A pogoda... uhhh... każdego dnia czekam aż obudzi mnie słońce a nie deszcz uderzający w parapet ;/
Bo chodzi o to, by różnić się mądrze, a nie krzykliwie (czy coś w tym stylu).
Archiwum
Kategorie
- Na wesoło (656)
- Ogólne (151)
- Ogólne (5)
- Ogólne (80)
- Turystyka (7)
- Wszystko inne (25)
- Wszystko inne (4)