10.06.2013 07:26
Pot i łzy, czyli historia przejścia
Ostatnio Mrok zawładnął mną ubiegłego lata na chorwacko-słoweńskim przejściu granicznym, które od innych znanych mi wakacyjnych przejść nie różniło się specjalnie: ptaki treliły i moliły, kilka bezdomnych psin błąkało się tu i tam próbując z głodu obgryzać siebie nawzajem. Słońce omiatało zastaną rzeczywistość, równo traktując zarówno kierowców samochodów, jak i motocyklistów, przy czym muszę nadmienić, że tych drugich reprezentowałem wyłącznie ja, a przynajmniej przez większą część przygranicznej wizyty.
Była godzina mniej więcej 14.
Było przynajmniej 217 stopni Celsjusza, co dla spoczywającego w cieniu drzewa autochtona zmożonego lokalnym środkiem mącącym świadomość stanowiło z pewnością wartość obojętną, jednak dla mnie, turysty z Polski uwielbiającego zresztą upały, zakutanego w strój, który w tych warunkach zasługiwał wyłącznie na miano pokutniczego*, temperatura choćby o dwa stopnie chłodniejsza byłaby wybawieniem.
Próbowałem oziębić się nikotyną, jednak z mizernym skutkiem.
Niestety, natłok samochodów na wąskim dojeździe do przejścia granicznego uniemożliwiał w początkowej fazie – trwającej około czterdziestu minut – manewrowanie między stalą. W tempie znanym doskonale żółwiom z tureckiej miejscowości Fathiye, sunęliśmy ku granicznej nirwanie, choć i ona, wykręcona zawirowaniami rozgrzanego powietrza przypominała bardziej senny miraż niż realną przepustkę do asfaltowej wolności i ożywczego wiatru.
Minuty spędzone pod słoweńskim niebem dystrybuującym żar w hurtowej ilości były zdecydowanie najgorszym momentem tego wojażu. Ożywiające wszystek stworzenia promienie ultrafioletowe, zamiast dodawać energii, wysysały mi ją z wampiryczną mocą. Ogarniający mnie Mrok poddawał wszystko w wątpliwość. Chciałem po prostu zejść z motocykla, rozebrać się do naga i w swoim roznegliżowaniu zaprotestować – jak ukraińskie feministki – przeciw granicznym przejściom, korkującym je tonom samochodowej stali, a przede wszystkim przeciw nonsensowi istnienia, który musiał aktywować się właśnie tam i właśnie wtedy, między 14, a 15, najnudniejszymi i najbardziej potwornymi godzinami dnia.
Tak, zachowywałem się jak pizduś, jednak nic na to nie mogłem poradzić. Odebrana mi została swoboda przemieszczania się, wiatr nie rozwiewający włosów, muchy i pszczoły zakąsane w podróży, zapachy, wonie, aromaty. Czułem tylko, że woń emitowana przez moje ciało staje się specyficzna, a kolejka przesuwa się mozolnie w coraz silniej nagrzewanej atmosferze.
I nie było happy endu. Błyskawiczne załatwione formalności nie poprawiły mi nastroju. Ruszyłem w stronę Izoli przetrącony wydawałoby się banalną sytuacją. Wieczorem siedząc nad Adriatykiem i przepijając myśli nie najlepszym piwem, po raz kolejny uświadomiłem sobie, że podróżowanie bywa różne. Posiada momenty. Dobre, złe, ale i też nijakie.
*Oczywiście, rozebrałem się na ile to było możliwe, jednak szczerze mówiąc nieznacznie poprawiło to moją sytuację.
Komentarze : 6
Jasne. Zburz granice. A potem spier...j przed hordą wyznawców spod znaku księżyca. Fajnie jest być takim postępowym na pokaz.
Istnienie jakichkolwiek granic innych niż naturalne, a tym samym przejść na nich, uważam za kliniczny dowód na uwielbienie homosapiensów dla utrudniania sobie życia.
dekrafis ---)> Wolałbym obchodzić się bez granic, ale jeśli trzeba będzie kolekcjonować pieczątki w paszporcie, cóż, dostosuje się i może kiedyś zorganizuje wystawę, na których będzie można je obejrzeć. :-)
Choć z drugiej strony - bo przecież zawsze jest jakaś druga strona - bardzo lubię przekraczać granicę serbską i macedońską. To specyficzne i magiczne miejsca. Macedońscy pogranicznicy - tak wynika z moich obserwacji - muszą już mieć wybudowane piękne domy za swoje dodatkowe "usługi". :-)
póki co coraz mniej, ale unia kombinuje jak przywrócić kontrole na granicach. ostatnio czytałem, że już nawet podpisano jakieś porozumienie w tej sprawie.
Zresztą: http://www.dw.de/europa-si%C4%99-barykaduje-mo%C5%BCliwe-przywr%C3%B3cenie-kontroli-na-wewn%C4%99trznych-granicach-ue/a-16850140
Przejść już coraz mniej. 1 lipca znika to, o którym napisałem - Chorwacja staje się częścią Unii.
Co do przeciskania się - tam się nie dało. Gardło było naprawdę wąskie.
Nobla dla tego, kto wprowadzi dobrą organizację na przejściach granicznych :) Często na motocyklu trzeba stać tak samo jak i samochodem, a kontrola jednośladu trwa zazwyczaj 10s. My zazwyczaj podejmujemy próby przepychania się na początek, nie zważając na bezlitosne spojrzenia kierujących samochodami. Wyrzutów sumienia u nas nie stwierdzono ;)
Najważniejsze, że późniejsze widoki, przygody itp. itd. wynagradzają wszystkie trudy :D
Archiwum
Kategorie
- Na wesoło (656)
- Ogólne (151)
- Ogólne (5)
- Ogólne (80)
- Turystyka (7)
- Wszystko inne (25)
- Wszystko inne (4)