27.07.2012 08:59
Skutecznie wzbogacony segment ćwierćlitrowy
Teraz, żeby poczuć się w pełni zrelaksowanym, starcza mi troszkę ponad setkę, co nie przeszkadza mi być wnikliwym obserwatorem entuzjastów półlitrówek, sześćsetek, legendarnych litrów, a nawet pretendujących do miana dwulitrowców. Wszystko to przecież jest piękne i dwoma kołami świat próbuje bezskutecznie ujarzmić, z podobnymi problemami się mierzy będąc jednako traktowanym przez słońce, deszcz oraz przemierzające korytarze powietrzne owady o mniejszej i większej sile rażenia.
Dlatego z ciekawością i pasją berbecia szukającego w maminym źródle życiodajnego płynu wypatruję także wieści ze świata większych i olbrzymich pojemności, ciesząc się każdą nowością ukwiecającą, a nawet umajającą i tak już barwny rynek, przy czym po raz kolejny muszę nadmienić, że największą atencją obdarzam aktualnie wszędzie opisywany NC 700 (w obu wersjach) od Hondiego, o którym jeszcze się tu przebąknie.
Pamiętać też należy, że segment ćwierćlitrowców (segmencik właściwie) nie traktowany poważnie w kraju, gdzie litr rządzi pod każdą postacią, a górę nad wszystkim bierze niezłomne przekonanie – w pewnych rzecz jasna kręgach - że po mieście nie latać sportem jest szczytem obciachu, a wszystko, co… i tak dalej i dalej… nudne to jak flaki na dworcu w Kutnie, o którym tak ujmująco śpiewał w utworze „Polska” Pan Kazimierz Staszewski, w czasach, kiedy był jeszcze Kazikiem.
Wprowadzenie do sprzedaży jednocylindrowego, choć dwukontynentalnego KTM-aja, bardziej wypasionego brajdaka półćwiartkowego Księciunia w dwusetnej wersji pojemnościowej jest bezsprzecznie wydarzeniem miesiąca, a przynajmniej w do mnie zbliżonych kręgach mniej zainteresowanych objazdem na kolanie kolejnego europejskiego toru przez magików z MotoGP, których wyczyny, jakkolwiek z dystansu imponujące i efektowne wprawiają mnie nierzadko w przerażenie graniczące z głęboką zadumą nad ludzką odwagą, moim nieskrywanym tchórzostwem przed 649 km/h oraz wywołują tęsknotę za ukochaną siedemdziesiątką drogami krajowymi.
Przypomina mi się słowo, w którym – moim zdaniem – jeden z dziennikarzy (gdzie to czytałem, nie wiem) zamknął istotę sylwetki Bandita od Suzuka: „wołowaty”. Coś jest w tej masywności, korpulencji i masie. Dwusetny KTM-aj, podobnie jak jego mniejszy protoplasta wydaje się dopominać podobnego określenia, co nie przeszkadza wcale, podobnie jak przywołanemu wyżej Japończykowi, w dostrzeżeniu w nim finezji i gracji.
Poza tym zadziorny jest ten Większy Książę: z pewnością pociągnie jednocylindrowca do działań zaczepnych, w czym niezwykle pomocne okażą się konie mechaniczne, a konkretnie sztuk 26, co – gdyby uparcie rozważyć to być może nietrafione porównanie – nie stawia go aż tak daleko w tyle za 48 końmi NC 700 mających z pewnością spory wkład w niskie spalanie kształtujące się, jak donosi jeden z testujących, na poziomie 3.2 l/100 km. Taki wynik w siedemsetce? „Panie, panie!”* Przecież to być nie może! Ale jest**. W tych trudnych czasach, kiedy legendarne krakowskie obwarzanki puchną cenowo, a lud polski nerwowo zgłębia tajniki zdolności kredytowej, takie rozwiązanie może uleczyć niejedną turystyczną duszę.
Jo ino 10 koników mom, mruczy po krakowsku mój wierny Yamah, ale hasać też hasom przecie po polu i co mi na dobrą sprawę tam do 26. Ale piękny jest ten KTM-aj, dodaje po chwili, podchichrując się w języku legendarnych samurajów. Niby gówniarz, ale… kiite gokuraku mite jigoku (brzmi jak raj, ale piekło gdy się przyjrzysz).
Za wieścią o Dużym Księciu zdetonowała się plotka o YZF-R250 od Yamaha przygotowującym się chyba do zdrowej konkurencji z CBR i Ninją oraz pomijanym chronicznie w branży dziennikarskiej Wolfem od SYM-iego, którego kształt i osiągnięcia doceniane w południowej Europie u nas wciąż nie mogą odnaleźć pokaźniejszego grona należnych mu fanatyków.
Niby kanikuła, ogórki, a trochę się dzieje. Zloty, rajdy, promocje, premiery, wyjazdy, objazdy, wymiana oleju, naciąg łańcucha, golenie, strzyżenie, prequel Obcego, domagający się ofiar Batman… Dlatego idąc za głosem Andrzeja Grabowskiego wychwalającego ku pamięci wiadomo czyjej „cycate anioły” pewnym głosem – wciąż jednak niepewny zmiennej od najbardziej zmiennej kobiety aury – powtarzam: A ja wam mówię jest dobrze, jest dobrze, ale nie najgorzej jest…
* Prezydent Lech Wałęsa.
*CS 650 z Bawarii przy swoich 50 KM spala na „setkę” 3.5 l. Podobno.
Komentarze : 5
@sniadanie
To była druga część? Jestem zdruzgotany tym faktem. Ominęło mnie coś wyjątkowego.
V-Rod Muscle...No cóż, fajna to w nim jest jego chęć do katapultowania spod świateł, a nawet spod powietrza które znajduje się nad nim i jeźdźcem. Można na nim uciec gołębiowi który namierzył cel i rozpoczął bombardowanie.
Niestety nie dla mnie taka zabawa. Obawiam się, że rozsądek przegrałby z obłąkańczą radością jaką powoduje przyspieszanie tym... tym... no i odjechał ze słowami które są w stanie go opisać.
Piotr84 ---)> Oparłem się na opinii testującego (ścigacz.pl), który po przejechaniu 1000 km podał taką właśnie wartość (3.2/100). Honda w reklamówkach mówi o 3.5, więc coś w tym chyba musi być.
klurik ---)> Prometeusz jest prequelem Obcego. Obcy vs Predator raczej słaby w dwóch swych odsłonach. Już nawet nie wiem czy trzecia była... mniejsza z tym. V-Rod Muscle fajny, fakt. Choć fajny to chyba za małe dla niego słowo. :-)
Mikkagie ---)> Wołowatość, jak nadmieniłem, nie mojego autorstwa, traktowałbym raczej jako komplement. Wół to potęga, siła zaklęta we wzbudzającej respekt posturze. Poza tym wiem ze 100% pewnych źródeł, że to sprzęt niezawodny.
No i właśnie. Do biednego Wolfa nikt się nie odniesie. Motocykl chyba w tym kraju przeklęty, a przecież on naprawdę wygląda i nieźle jeździ.
Bandit jest wołowaty... A niech będzie, może i wołowaty. Ale krążą plotki, że wystrzelony z drogi krajowej w stronę wrogiego terytorium, potrafi stanąć na koła, otrzepać się z błota i jechać dalej ;) Nie mówiąc już o silniku, przy pomocy którego sprawny hobbysta może w wolnej chwili wykonać kilka końskich podków ;)
@Piotr84: Bajki bajkami, ale jak coś ma nominalne spalanie na poziomie 3,2 l, to (zależnie od wspomnianych czynników) spali mniej niż coś co ma nominalne spalanie 7 l. Mam olejaka, coś o tym wiem...
Prequel Obcego?
Chociaż z drugiej strony to świetnie się ubawiłem na tej komedii romantycznej... zaraz jak jej było... Obcy vs Predator?
A co do spalania to ostatnio modny w świecie katamaranów napęd hybrydowy miałem okazję testować i z reklamowanego spalania w mieście na poziomie 3,1l/100 wyszły nici. Miałem 2,5l/100km :) A jest możliwe zejście poniżej 2 tylko nie mam doświadczenia z hybrydami.
Z motocykli które musiałem tankować największym smokiem okazał się V-Rod Muscle, który wypija wszystko co mu się wleje i prosząco patrzy na dystrybutor. Moczymorda z niego pełnym bakiem.
nie czytaj tych głupot o spalaniu:) spalenie zmienia się w każdej sekundzie minucie inne wieczorem inne w słoneczne południe zależy od humoru kierowcy i wielu czynników no ale takie bajki to woda na młyn przy obecnych cenach paliwa :P
Archiwum
Kategorie
- Na wesoło (656)
- Ogólne (151)
- Ogólne (5)
- Ogólne (80)
- Turystyka (7)
- Wszystko inne (25)
- Wszystko inne (4)