24.07.2012 09:16
Proroctwo Van Vana
Ujrzałem go. Jego Kwadratowość, na którym Weronka Kwapisz objechała Europę, o czym poinformowała na łamach Świata Motocykli oraz na innych łamach, półćwiartkowy Van Van od Suzuka wdzięczył się na ulicy Wielopole (każdy wie, gdzie to jest) w Stołecznym Królewskim Mieście Krakowie zmuszając do niepozostania obojętnym wobec jego charakterystycznej sylwetki.
Łypnąłem na niego okiem, a skoro ja łypnąłem, Van Van łypnięciem musiał odpowiedzieć, choć łaskawości w tym nie było wiele. Przepraszam, Waszą Kwadratowość, przemówiłem pokornie, ale… Doprawdy, nie trzeba, przerwał mi wyniośle małolitrażowiec z Hamamatsu i jakby domyślając się moich wcześniejszych z niego podśmiechów skutecznie zamknął się w sobie.
I oto nagle zostałem zdominowany przez miliony hektolitrów wody zgromadzonych w Jeziorze Międzybrodzkim rozlewającym się na terenach dwóch wzbudzających podziw miejscowości, hektary lasów porastających jego pnące się ku niebu brzegi, zaporę na rzece Soli w Porąbce zbudowaną w latach 1928-1937 wg projektu Gabriela Narutowicza (tak, właśnie tego Narutowicza) i Tadeusza Baeckera oraz niekwestionowaną królową, Górę Żar z krążącymi nad nią szybowcami i paralotniami, domagającą się zdobycia przez niewjechanie wagonikami kolejki linowej sprowadzonymi z Gubałówki w roku 2004.
Międzybrodzie Bialskie przywitało mnie odpustem reprezentowanym przez watę cukrową oraz dziesiątki stoisk z kolorowymi różnościami rozgrywającym się w okolicach usytuowanego nad samym jeziorem campingu kościoła, wymaszerowującą z niego strażacką orkiestrą wycinającą naprawdę żwawe kawałki oraz słońcem coraz skuteczniej ucierającym nosa doprawdy wstrętnym chmurom.
Ponad trzygodzinny wchód na Górę Żar urzekającą trasą dookoła jeziora skutecznie pozwalał zapomnieć o „całym bożym świecie”, a także o innych światach: nazwanych i tych czekających na swoich odkrywców. Latały pany i panie (najwięcej na CBR od Hondiego w różnych wersjach pojemnościowych) na odpicowanych sprzętach nierzadko efektownie sycąc zmysły pieszego turysty, za jakiego z pewnością uchodziłem. Wszystko to cisnęło na Górę Żar, dokąd wiedzie droga z owianym licznymi legendami miejscem, gdzie jakoby przedmioty toczą się pod górę pretendując tym samym do miana anomalii grawitacyjnej.
Chłonąc świat z być może niezbyt oszałamiającej, jednak widokowo w pełni satysfakcjonującej wysokości 761 m.n.p.m., skąd do nieba wydaje się być mniej niż 300 mil*, chłodzony powietrzem, choć także i cieczą, zasilony tradycyjną góralską potrawą, hamburgerem wpatrywałem się w domagającą się podziwu ekwilibrystykę paralotniarzy, których przyciągają tu bodaj najbardziej w Polsce korzystne prądy powietrza, w wesołe harce szybowców wzbijających się w przestworza z usytuowanego pod Górą Żar lotniska, w harmonijną krajobrazową całość przypominającą mi skutecznie o ludzkiej małości i niedoskonałości wobec potęgi nie dającej się ujarzmić natury.
Zachód słońca zastał mnie w towarzystwie jeziora przesączającego się pod zajętym pomostem, sześcioprocentowego napoju gazowanego oraz historii opowiedzianej przez pobliską tablicę upamiętniającą spotkanie ze „społeczeństwem i żołnierzami” gen. Józefa Hallera von Hallenburga, weterana I Wojny Światowej oraz Wojny Polsko-Bolszewickiej, dowódcy II Brygady Legionów Polskich, który siedem lat później, pamiętnego roku 1939, podobnie jak wielu innych żołnierzy i oficerów przedostał się przez Rumunię do Francji, aby tam rozpocząć mozolny, mający potrwać kilkadziesiąt miesięcy proces powstrzymywania militarnej ekspansji skąpanego w swastykach państwa.
*300 mil do nieba (1989) w reżyserii Macieja Dejczera to jeden z bardziej wyrazistych filmów o realizacji marzeń, którego akcja – bazując na autentycznych wydarzeniach – rozgrywa się w czasach, kiedy spełnieniem wydawał się być zakup lodówki wystanej w całonocnej kolejce.
Komentarze : 5
dominiks1980 ---)> Raz w sezonie na pewno się będę w Międzybrodziu meldował. To nieuniknione.
siersciucha ---)> Przez chwilę zastanawiałem się nad proponowanym mi lotem tandemowym na paralotni, jednak ostatecznie odpuściłem. Co to ja, ptak jakiś? :-)
Mikkagie ---)> Z kolei Wy, Mazowszanie, wszędzie macie względnie blisko. I nad morze i w góry. Kresy wschodnie i zachodnie też do wzięcia w jeden dzień. I to jest niesprawiedliwe. :-)
MotorheaD ---)> W swoim czasie byłem na tym w kinie jakieś 4 razy. A Stroińskiego lubię. Takich już mało "produkują", cóż poradzić...
300 mil do nieba.... i Krzysztof Stroiński na pełnym gazie odkręcający śmigło...do Austrii ! do Australii !
A ja mam urlop we wrześniu, Mazowsze jest płaskie jak deska i nie zgadzam się na zamieszczanie takich pornograficznych opisów w publicznym miejscu. A przynajmniej nie przed 23! ;)
Kurcze, zapuszczamy się w podobne okolice :-) Co prawda - nie testowałam na słynnym odcinku tego, czy moto toczy się samo do góry - bo jeszcze na moto tam nie byłam. Paralotniarze i inni lotnicy wzbudzają we mnie ogromną zazdrość o tą wolność, adrenalinę, ciszę, którą czują... A patrzenie na szczyty... Człowiek tam czuje się taki maleńki...
Chyba się wybiorę po raz kolejny.
Te okolice naprawdę potrafią urzec, jak i całe Beskidy. Jadąc wzdłuż jeziora ciężko skupić się na prowadzeniu, człowiek jest co chwila rozpraszany widokami.
Archiwum
Kategorie
- Na wesoło (656)
- Ogólne (151)
- Ogólne (5)
- Ogólne (80)
- Turystyka (7)
- Wszystko inne (25)
- Wszystko inne (4)