18.11.2013 08:40
Cotygodniowe zdumienia motocyklowe
W niedawnym wpisie EasyXJRider opowiedział, jak został zmuszony przez z pewnością lekko pijany Los do zmierzenia się z ciężarem pozbawionego benzyny Gixa, czego dostrzec nie chciał przejeżdżający jakimś siedmiotonowym sprzętem Brat Wiatru.
Przypomniał mi się natychmiast pewien artykuł pochwalny z pewnego tygodnika, który z bez większego zainteresowania przeczytałem pewien czasu temu przy barze w pewnej knajpie racząc się pewnym piwem, gdyż niepewnych nie pijam. Stało tam wyraźnie, że motocykliści to odrębna kasta w społeczeństwie: taka więź między nimi zadzierzgnięta, że jeden drugiemu to i koszulę by oddał, i spodnie, co tam, własne jajca by na tacy oferował, wcześniej samemu je sobie wyrzezując. Teoretycznie niewykluczone, jednak z własnego doświadczenia wiem, że podobnie jak narkotyki i alkohol, ludzie są różni i tacy pozostaną.
Pamiętać jednak należy, że najczęściej w chwilach trudniejszych bywa po prostu w porządku i w tym miejscu natychmiast przypomina mi się odwiedzona niedawno Transfogarska. Gdzie bym się nie zatrzymał, gdzie bym luntem się nie sztachnął stawały chłopaki na rumuńskich blachach i głosem pełnym autentycznej troski dopytywali czy wszystko w porządku, czy jeszcze żyję, póki nie zginąłem i czy żyć dalej zamierzam?
“Nulla regula sine exceptione”, jak zapewne powiedział Brutus dźgając nożem odrobinę zdumionego Juliusza, który pożyłby dłużej, gdyby nie boskość, z jaką zbytnio się obnosił, co nie wszystkim było na rękę.
Kolejne zdumienie wygenerowane zostało nowością od Hondiego, konkretnie modelem CTX 1300. Kiedy stanąłem oko w oko ze zdjęciem motocykla, w którym gustowałby, gdyby tylko mógł, mój dziadek, w pierwszej chwili przeżegnałem się z nabożną czcią. W drugiej kształt CTX-a skojarzył mi się z klasycznymi tour operatorami od BMW-iego: K75 i K100 cenionymi na świecie przez pokaźne i stale rosnące grono użytkowników.
Muszę mieć tego Hondiego!, zakrzyknąłem i postanowiłem zabrać się za pisanie oficjalnego listu do odległej od Polski Japonii, w którym zamierzam zadziwić tego i owego. Zamierzam w nim udokumentować moje wielkie zainteresowanie jednośladami, złożyć obietnicę nie jeżdżenia w deszczu, garażowania w ciepłym, regularnego serwisowania w ASO, a także poprosić o obniżenie masy CTX-a o jakieś dwie tony oraz ceny o przynajmniej sto tysięcy złotych i przesłanie motocykla w kartonie na adres podany poniżej.
Chyba niegłupi pomysł?
PS. Kilka słów o spodniach, w których jeżdżę na codzień. W święta także.
http://motorismo.pl/articles/spodnie-rebelhorn-str
ap-moc-na-szelkach
Komentarze : 6
trjumf tajger ----)> Przyznaję, trochę niekonwencjonalne połączenie, ale tzw. turystyczne buty motocyklowe - o wiele bardziej pasujące do całości - niezbyt mi się podobały.
Generalnie, jako że mój Yamah to w istocie light cruiser powinienem się armaturowo ubrać, ale na razie czuję się za młody. Za jakieś 106 lat na pewno zmienię zdanie.
Piszesz fajnie ,ale buty z tymi spodniami okropne :):)
->Moto-Cenzor: A ja byłem (wybiórczo) aspołeczny jakiś, bo nie pisałem, nie kolekcjonowałem i nie odczuwałem ku temu ciągot. Do dzisiaj mi pozostało, znaczy ta aspołeczność wybiórcza. Chociaż, może to powinno się nazywać wybiórczą nieaspołecznością.
->Śniadanie: No to pisz Waść, i relacyji nam nie oszczędź.
Moto-Cenzor ----)> Tez miałem na półkach puszki po piwie, coli, pudełka po pewexowskim fajkach, a zamiast resorówek Matchboxa prospekty z pięknymi zdjęciami.
Też wysyłałem wszędzie, nawet do NASA. Koledzy śmiali się ze mnie, jednak śmiech utknął im w gardle, kiedy dostałem z NASA przepiękne foldery opisujące w skrócie ich działalność.
Zgadzam się: nie przepalać! :-)
EasyXJRider ---)> A żebyś wiedział, że napiszę!
Dawno temu, gdy żyliśmy w "innym obozie" a "normalny" świat zaczynał się trochę na zachód od Berlina, pisaliśmy z kolegami listy do różnych wielkich firm (np. Coca Cola) /skąd kto wtedy miał adresy - nie wiem/ łamaną angielszczyzną prośby o przysłanie różnych naklejek i innych bajerów reklamowych. I na ogół takie przesyłki przychodziły, ku wielkiej naszej radości - a były traktowane z nabożną czcią, co najmniej jakby przychodziły z Marsa.
Tak więc ja bym na Twoim miejscu spróbował :):)
Znając zdolności Japończyków do miniaturyzacji wcale bym się nie zdziwił, jakby przysłali Ci w paczce miniaturowy zestaw do samodzielnego montażu :)
OK, żarty żartami. Teraz na poważnie: nie przepalać :):)
A pisz Pan, pisz. Oby Twój list wywarł większy skutek, niż moje niedoszłe szantażowanie.
Archiwum
Kategorie
- Na wesoło (656)
- Ogólne (151)
- Ogólne (5)
- Ogólne (80)
- Turystyka (7)
- Wszystko inne (25)
- Wszystko inne (4)