14.10.2013 07:32
Skóra z kangura na drugi motocykl?
Ale zanim zacząłem się zastanawiać... Przemknął obok mnie pewien gość na - jak powiadają - “idealnym na początek przygody z Harleyem” Sportsterze. Kask miał otwarty, minę szczęśliwą, lat około trzydziestu pięciu, a może pięćdziesięsiu sześciu lub sześćdziesięciu dwóch. W istocie bez znaczenia. Skórzane miał tylko buty. Oczywiście, jeśli była to skóra prawdziwa, a nie ekologiczna, bowiem czasy są doprawdy dziwne.
Jak powiedziałem, jechał zadowolony, silnik prawdopodobnie mocno wibrował, wokół walała się złota polska* jesień, a słońce wzniecało optymizm z entuzjazmem dawnych kacerów nie bojących się ni ognia, ni mówiącego najwyraźniej tylko po łacinie Boga.
Gość znikł mi dość szybko z oczu, co wielce mi się podobało, bo wolę jechać, kiedy jest troszkę ciszej. Ale potem dopadła mnie taka myśl: jakże to tak? Na Harleyu, bez harleyowskich naszywek, kamizelek, sakw z logo, albo chociaż sakw bez logo? I, na Jowisza, bez frędzli na kierownicy, bez smaganej wiatrem lisiej kity? W zwykłej kurteczce i w tak samo pospolitych dżinsach. Czy to aby przystoi, myślałem z nabożnym lękiem, czy nie obrzucą go gdzieś w trasie dzikie wieprze armatnim mięsem swoich ścisłych, niereformowalnie konserwatywnych przemyśleń? Czy dojedzie, nieborak, gdzie zaplanował i czy uda mu się uniknąć spotkania z miejscowym elementem motocyklowym wyśtafirowanym w skórę bydlęcą, cielęcą, owczą, kozią, a nawet kangurzą?
Te myśli niespokojne targały moim ciałem, kiedy mierzyłem się z bezkresem Małopolski, który w porównaniu do innych bezkresów jest położony najbliżej miejsca mojego zamieszkania, co jesienną porą nie jest pozbawione znaczenia.
Pięćset lat temu, kombinowałem, kierowca Sportstera spłonąłby na stosie wraz z czarownicami, które mnożyły się w tamtych niespokojnych czasach na pęczki z chęcią zrywane przez żądnych wzbogacenia inkwizytorów. To pewne. Dziś mógł minąć mnie na swoim sprzęcie i bez przeszkód przejechać zaplanowaną trasę, co wielce mi się podobało, bowiem daleki jestem od form przymusu i zawsze będę głosił indywidualne podejście do sprawy. Nawet jeśli miałoby one kolidować z oficjalnie obowiązującym. Nazywam to wolnością, a właściwie do niej prawem, gdyż człowiek wolny nigdy nie będzie, choćby nie wiem jak próbował.
* Ciekawe czy istnieje czeska złota jesień? Albo mozambikańska? Do sprawdzenia.
PS. Jeśli ktoś jest zainteresowany jak miewa się kurtka po przejściach, zapraszam:
http://motorismo.pl/articles/kurtka-rebelhorn-dese rt-dlugi-dystans-krotko-mowiac
Komentarze : 12
EasyXJRider ----)> Preferuję wyłącznie bardzo gorzkie piwa, ale doskonale rozumiem, co masz na myśli pisząc o "tamtej czasoprzestrzeni", w której z pewnością mieści się syrop z pepsi.
Przypomniały mi się dawne dworce kolejowe we Wrocławiu i Legnicy - piłem tam lata temu pyszne piwo słodowe lane w grubych kuflach. Nie ma już tamtych barów, psiakość...
Aha, tak mi się jeszcze przypomniało, w kwestii słodkiego piwa!
Za lat szczenięcych, czyli liceum i dobrej znajomej barmanki w słabo ogrzewanej knajpce na bulwarze w Gdyni, pewnej zimy zdarzyło się, że w "kiju" z pepsi zamarzła zawartość beczki z wodą, w związku z czym "kij" polewał czystym, skondensowanym, oryginalnym syropem. Lało się to świństwo do kufla, tak na trzy palce od dna, a resztę wypełniało piwem. Do dzisiaj tęsknię do tego smaku, ale i kilku innych rzeczy z tamtej czasoprzestrzeni...
->Śniadanie: Dla tego też użyłem słowa "przewrotnie". Nieskromnie stwierdzę, że jestem mistrzem nabijania się z ludzi w sposób, który obiektowi drwin wyjawia się dopiero jakiś czas po ośmieszeniu. Co gorsza, sprawia mi to niekłamaną przyjemność. Cóż, najwidoczniej jestem kreaturą tak zepsutą i wredną, że z powodzeniem mógłbym zostać politykiem, a chwilę później premierem i prezydentem w tym samym czasie, gdybym tylko nie wolał mechaniki, rysunku technicznego, brudzenia sobie łapek i jazdy motocyklem.
The Pole ----)> Drogi i Wielce Szanowny The Pole! Bardzo podobają mi się Harleye, bardzo, jednak nie wiem czy chciałbym stać się posiadaczem. Pamiętam jednak, że myśl ludzka ewoluuje, podobnie jak motocyklista na Harleyu, o którym pisałem ewoluować może w stronę, o której wspominasz.
Tak, czas zmienia ludzi, zwłaszcza ten nazywany powszechnie kryzysem wieku średniego zaczynającym się w okolicach 50-ki.
O MC w swoim czasie wyskrobię kilka kulfonów, bo to bardzo ciekawy temat.
A poza tym myślę zupełnie zresztą szablonowo i banalnie: trzeba mieć przecież w życiu jakieś hobby, a niechby nawet gadżeciarstwo i dekoracje. Motocykl ubrany z głową może przecież nawet fajnie wyglądać. Pozdrawiam także!
Drogi Sniadanie, Ty sie powinienes cieszyc. Czemu? Bo otoz niechcacy, badz chcacy, co najmniej dwukrotnie spelniles dobry uczynek. Pierwsza raza parkujac Yamaha przed nosem "prawdziwych motocykli", ktorzy wysmiewajac Twoje 125cc mogli chociaz na krotka chwile poczuc sie lepiej, na ten ulotny moment odsunac na bok kompleksy wynikajace (zgaduje), z niedoborow anatomi, badz odpornosci na wiedze, badz kto wie czego jeszcze. Za drugim razem uszczesliwiles zas pana na armaturze, bo zwrociles na niego uwage, a czyz nie o to HDekom chodzi? Jak sam zauwazyles, pan zapewne zaczyna dopiero przygode (chociaz byc moze, ze nie...ale zakladamy ze tak) z "amerykanska legenda", wiec poki co ani kamizelki z orelkiem, czy innym kojotem, ani fredzelkow. Poczekaj tylko, az sie pan na cos bardziej "kultowego" przesiadzie, to Ci do rozmyslan Malopolski nie wystarczy. Bo patrzac na to co sie dzieje zarowno w PL, jak i tu gdzie mieszkam obecnie, dzis nikt nie kupuje HD (czy cos w ten desen) w innyn celu, jak z checi przynaleznosci do okreslonej grupy, MC. Samo w sobie to nie jest nic zlego, ale indywidualne myslenie mocno faktycznie ogranicza, a stereotypy umacnia. Pozdrawiam!
EasyXJRider ----)> Motocyklistów było pięciu. Nie wdaję się w pewne, podkreślam: w pewne dyskusje, ani w słowne szarpaniny, bo nie lubię się zniżać, a musiałbym. Od tego piwo może zrobić się słodkie, a słońce czarne. A po co?
Też troszkę nie rozumiem regulaminów, zasad zachowywania się wobec innych, ich sprzętów obowiązujących w MC, ale jestem w stanie zrozumieć, że komuś może to być do czegoś potrzebne. Poza tym kluby to życie stadne, czyli nie moje. Nie mniej jednak nie jestem ich przeciwnikiem.
gronostaj ---)> Zdolność do indywidualnego myślenia to zdolność wyjątkowa i niezbyt łatwa do opanowania w świecie spiżowych reguł i prawideł. Od tego czasem może rozboleć głowa, a niekiedy nawet musisz pić więcej piwa, co również kończy się bólem.
W kwestii frędzli, lisich kit i tym podobnych ozdobników zgadzam się z Klurikiem. Uważam to za kamuflowanie ciotowatości.
A jako wyznawca poglądów i osądów niekoniecznie spójnych z tymi reprezentowanymi (poprzez przyswojenie bezrefleksyjne) przez osobniki stadno-plemienne, mam takie hobby, że lubię drażnić. Można uznać to za rodzaj sportu. I lubię to coraz bardziej. Wiec będąc na Twoim miejscu Śniadanie, zapewne bym sobie przewrotnie podyskutował z tymi dwoma.
No i na koniec taki paradoks: Ktoś wsiada na motocykl, tłumacząc to chęcią podkreślenia własnej indywidualności, a potem zapisuje się do "klubu", "bractwa" czy innego "czapteru" i przywdziewa klubowe fatałaszki - kolejny mundurek. To trochę jakby szukanie wolności w armii.
Światła myśl, że "najlepsze są te piosenki, które już się kiedyś słyszało" (czy jakoś tak) nie wzięła się znikąd, a z bacznej obserwacji, zaprawionej absurdami, szarej codzienności. Tak jak wróble ścigają kanarka, a dzieci dokuczają lepszym od siebie uczniom, tak tzw. dorośli nie są wstanie przeboleć jakichkolwiek przejawów nadawania życiu barw, noszących znamiona indywidualności lub samodzielnego pomyślunku. Przyglądając się uważniej, czasami dosłownie widzę myśli różnych takich przypadkowo zauważonych postaci: "ty popatrz, on samodzielnie myśli, no co za kretyn!".
Bo na sportach "trzeba" zapierdalać, na cruisera "wypada" wsiadać tylko w skórzanej kamizelce i bandanie, a turystyka bez 1200+ cc lub GS na końcu po prostu "nie może" się udać. Każda grupa, tak jak wykształca cały szereg cymbalskich rytuałów, tak samo produkuje normy dotyczące dopuszczalnego ubioru i tego nie przeskoczysz. Jedyną na to metodą, jest pozostanie w opozycji do grup wszelakich, może z wyłączeniem nieformalnych, prawie że potajemnych grupek spiskowców, którzy są zbyt sapiens, aby brać udział w wyżej nakreślonych cyrkach.
Zresztą, ogół ma mierne poczucie stylu! Jak już być wojownikiem szos, to tylko w rasowych bojówkach ;P
klurik ----)> Fajnie było Cię poznać i bardzo mi miło, że zajrzałeś. Pętelkę górską zrobiliście?
Co do majętności: są ludzie, którym jest z nią do twarzy oraz - że tak to ujmę - wręcz przeciwnie i jak świat światem to się nigdy nie zmieni.
Biedne frędzelki, trochę się im tu oberwało, może zupełnie niesłusznie. Ktoś przecież mógłby powiedzieć o ich stabilizującym działaniu podczas porywistych wiatrów. :-)
Rzeczywistość pełna jest mitów i legend, zarówno miejskich i wiejskich: bywają wśród nich też prawdziwe pułapki i myślę, że weryfikując je należy zachowywać dużą ostrożność i wykazywać się nie lada dyplomacją.
A tych, którzy wszystko zrównują z męskim, bądź żeńskim narządem płciowym należy po prostu objąć jakimś specjalnym programem. Byle nie Teleexpressem.
Harley, podobnie jak Triumph czy Ducati jest marką, której logo podobno fajnie mieć. Czy to na baku, kurtce, naklejone na samochód (podobnie jak jabłuszko) żeby było jeszcze fajniej niż już jest.
Ludzie stają przed różnymi dylematami w życiu, a jednym z nich bywa zademonstrowanie statusu majątkowego. Podobnie jak mercedes klasy S, który mam wrażenie pojawia się automatycznie w garażu zaraz po przekroczeniu pewnej kwoty na koncie w komplecie z białymi kozaczkami i futrem u pań (oby nie tym na piersi), tak i wśród motocykli, status często pokazuje się Harleyem, Triumphem czy właśnie Ducati. Wszystko jest ok jeśli siedzimy na motocyklu, ale gorzej jak się zatrzymać w kawiarni - przecież nikt nie pozna kto jest właścicielem jeśli nie będzie naszywek!
Tak poważniej, to wystarczy wskoczyć na harleya w tekstylnych spodniach i dotknąć niechcący wydechu, żeby następnym razem spodnie były skórzane lub jeansowe.
@sniadanie
Co do panów którym chuj kojarzy się z obciachem - zmierzyli własną miarą, wiotką jak te pedalskie frędzelki.
Przepraszam, w temacie frędzelków się nie ugnę, są i pozostaną pedalskie.
Większość w przeciwieństwie do mniejszości ma tą przewagę, że jest większością i nie lubi, kiedy mniejszość się przed nią pręży. Teoria ta tyczy każdej dziedziny życia, w tym i motocyklowania.
Miałem kiedyś okazję podsłuchać pewnych motocyklistów. Zaparkowali przy polu namiotowym, gdzie nocowałem, tuż przy ławce, przy której siedziałem sącząc browar. Mimo woli słuchałem ich rozmowy dobrych kilkanaście minut. A rozmawiali o moim motocyklu, widocznym z miejsca ich postoju, nie wiedząc, że należy do mnie. Że mały, że, kurwa, obciach jak chuj i żenada. :-) Byli ze Sląska, który, niestety, nigdy mi się dobrze nie kojarzył i niczym miłym mnie nie zaskoczył. Ale może to się kiedyś zmieni.
Przez dwa następne dni zmuszałem się, żeby wsiąść na motocykl. :-)
Nie mam nic przeciw frędzlom, kitom i innym chopperowym bajerom, choć ich nie używam, a moje motto pozostaje niezmienne: żyję i pozwalam żyć innym, choć nie zawsze mi to wychodzi.
Dobry temat. Też się czasem nad tym zastanawiałem. Dlaczego ? Może bo tak zawsze było ? Bo tak trzeba i wypada ? Bo jakże to tak inaczej niż wszyscy ?
Ot, utarte stereotypy. Tak to jest niestety, mamy "wyprane" mózgi, wszystko wtłoczone w szufladki i posegregowane. "Normy" społeczne, zwyczaje, przyzwyczajenia, niepisane reguły, klubowe regulaminy itp. Ktoś wykraczający poza "normalny" schemat staje się dziwny albo śmieszny. No bo jak to tak w zwykłych jeansach na chopperze ? Bez naszywek ? Bez frędzelków ? Bez sakw ? Wstyd i hańba.
Na szczęście istnieją tacy, którzy mają to w du...e, po prostu zakładają jeansy i jadą. Tam gdzie mają ochotę, bez oglądania się na innych. I o to chodzi.
Pozdro.
Archiwum
Kategorie
- Na wesoło (656)
- Ogólne (151)
- Ogólne (5)
- Ogólne (80)
- Turystyka (7)
- Wszystko inne (25)
- Wszystko inne (4)