22.01.2013 17:34
Prosta prawda o Momencie
Zmarł 19 maja 1935 roku, sześć dni po wypadku motocyklowym, w którym główną rolę odegrał – nie mogło być inaczej – motocykl, dwaj chłopcy na rowerach oraz decyzja motocyklisty rujnująca wprawdzie jego życie, lecz ocalająca życia dwa.
Przypomniałem sobie o tym fakcie podczas ostatniego pobytu na lodowisku, kiedy sunąc z prędkością odrobinę większą niż powinienem wyrosła przede mną mała dziewczynka, która wyskoczyła zza placów zasłaniających ją – pozwolę sobie na taką analogię – użytkowników ruchu.
Wtedy właśnie pomyślałem sobie – cały czas pamiętając, że zima sprzyja refleksjom górującym nad problemem doboru oleju w nowym sezonie – o Momencie, nie o momencie obrotowym, ale o tym, co odmienia wszystko, co wszystko zabiera, nie oferując niczego w zamian. O Momencie dającym pracę tym, których nigdy nie chcielibyśmy na swojej drodze spotkać, o tym nieznośnym ułamku sekundy rozświetlanym już nadciągającymi kogutami, nagłaśnianym rykiem karetki, nerwowymi okrzykami oraz smutnymi paniami i panami czyniącymi swoje w urzędach statystycznych.
Wstrząsnęły mną jakieś trzy dreszcze.
Nie jestem nieśmiertelny i nigdy nieśmiertelnym się nie stanę. Odwalę kitę w swoim czasie, który został mi już z pewnością wyznaczony i nie będę miał na to żadnego wpływu. Doczesne moje szczątki wspólnie z moimi niewolnikami, wiernym Yamahem (którymś tam), z całym moim złotem, srebrem i brązem zostaną złożone w Wielkiej Piramidzie Śniadaniego Pierwszego stawianej potajemnie przez firmę deweloperską Sechmet w miejscu, którego lokalizacji podać, niestety, nie mogę.
I stanę przez sądem Ozyrysa w Sali Dwóch Prawd, a serce moje w obliczu Ozyrysa, Izydy, Neftydy i 42 asesorów złożone zostanie na jednej szali wagi, na drugiej zaś spocznie ptasie pióro, symbol Bogini Maat. Jeśli okaże się, że w Stanach Zjednoczonych zostałbym określony nie inaczej jak motherfucker, duszę moją zabierze potworny Ammit. Jeśli po przesłuchaniu Bogowie stwierdzą, że w swoim życiu emitowałem good vibrations, Ozyrys wprowadzi mnie do Raju, co zdecydowanie preferuję.
Będę jednak robił wszystko, aby Moment, który już podczas nadchodzącej wiosny przemianuje się w moment obrotowy, pozostał wyłącznie w sferze zimowych rozważań.
Wiem jednak, że mimo największych swoich starań, na Moment ów nie będę miał wielkiego wpływu.
Komentarze : 12
->Śniadanie: Owszem, z Małopolski.
->Klurik: Ale Ci się udało przetrwać te prawie-momenty! Czyli da się jeździć :)
@sniadanie
Film zapowiadał się całkiem fajnie, ale niestety tak się złożylo, że musiałem wyjść niedługo po rozpoczęciu. Trzeba będzie jak najszybciej wybrać się ponownie ;)
Ravel1337 ---)> Wolę świat traktować z lekkim przymrużeniem, choć czasem domagam się, aby świat traktował mnie serio.
klurik ---)> I jak tam "Django"? W sumie momentów tam nie było, ale na ówczesnym motocyklem świat przemierzali.
gronostaj ---)> Zadaję sobie podobne pytania, jednak nie potrafię na nie odpowiedzieć, a skoro nie potrafię, przechodzę do milczenia. Choć i tak milczę o tym samym.
A, Siepraw! Toż to przecież przez Siepraw biegnie moja ulubiona kameralna trasa do Myślenic, którą w sezonie pokonuję wiele razy dla spokojności. Kolega z Małopolski?
jak widać nawet refleksję o życiu można potraktować z lekkim przymrużeniem oka
w sumie dopóki nie musiałem na o2o w ciągu ułamka sekundy podjąć decyzji od którego zależało moje "tu bi or not to bi" to jakoś nie przywiązywałem zbytnio uwagi do kwestii "momentu" który jest równie ważny co ten obrotowy...
@sniadanie
Dzisiaj mam w planach zobaczyć Django. Mam spore nadzieje jeśli chodzi o rolę Christopha Waltza. Jeśli się zawiodę to urżnę się "modżajto" (przy zamawianiu kolejnego "d" również może stać się nieme").
@gronostaj
Oj, kruczę. Jak przeczytałem Twój komentarz to mi się kilka "prawie" sytuacji pojawiło przed oczami, ale udało się jak Cif w reklamie - czysto i bez zarysowań.
I spalili nam misia na miarę naszych możliwości. Znowu!
->Śniadanie: W tym ostatnim ułamku sekundy, to zgoda, ani śwagier, ani teściowa nie da rady. Ale czas ma to do siebie, że płynie i jeden ułamek sekundy poprzedza drugi, drugiego trzeci, a razem z czwartym masz już sekundę. Sekundy sumują się w minuty i tak dalej. A wtedy jest już czas na podjęcie decyzji i zadziałanie, na które w rzeczonym ostatnim ułamku już go brakuje.
Zawsze zadaję sobie pytanie: jak to jest, że jeden wyłoży się na pierwszym moto, a inny lata po 20-30 sezonów bez szwanku? Przecież każdy ma do opowiedzenia jakiś prawie-moment. Co więc powoduje, że prawie- pozostaje prawiem?
W poszukiwaniu odpowiedzi na to pytanie, przewertowałem spooorą kolekcję opisów wypadków wszelakich. Wyszło mi na to, że zdecydowanej większości można było uniknąć poprzez odrobinę przewidującego zamyślenia oraz brak rutyny. Sytuacje naprawdę nie dające szans stanowiły rzadkość. Nie ma co się nimi przejmować, podobnie jak nie ma co liczyć na wygraną na loterii.
Taki Laurence, na przykład. Z ciekawości poszukałem szczegółów jego śmierci. Jazda bez kasku, szybki motocykl oraz geometria drogi ograniczająca widoczność... Pewnie, teraz mi łatwo pokazywać oskarżającym palcem. Że niby współcześnie mamy lepszą technikę i jestem po fakcie mądrzejszy. Po mojemu - to doskonale. Uczmy się na błędach poprzedników.
A prędkości mierzę w Siepraw-Ski. Bo to jest stok na miarę moich możliwości ;)
klurik ---)> Ano, fakt. Zapomniałem o nim pewnie dlatego, że uznałem "Django" za najlepszy film QT, co w pewnych znajomych mi kręgach wywołało poruszenie, żeby nie powiedzieć: konsternację. Zdania jednak nie zamierzam zmienić. I pamiętaj, "D" jest nieme. :-)
@sniadanie
Było mu Jules Winnfield, a jako wegetarianin lubił smak hamburgera }-)
EasyXJRider ---)> Jak nie styka, jak styka.
gronostaj ---)> Kolos w porządku tylko, kto to teraz tak dobrze wykona. Tak, oczywiście, polecam firmę Sechmet, z której usług korzystam i nikogo więcej.
Moim zdaniem nawet największy szpecz nie ma wpływu na ułamek sekundy, o którym przebąknąłem. Śwagier też prawdopodobnie nie dałby rady.
A Kolega gdzie na nartach prędkości mierzy?
klurik ---)> Nie kojarzę gościa. "Kung Fu" nie widziałem. "Klasztor Shaolin", owszem. No i Wu Tang Clan podsłuchuję raz na czas. :-)
Cóż, nie po raz pierwszy nie styka mi na stykach w kwestii Twojego wywodu, ale z tego co styknęło, wykumałem, że miewasz momenty zastanowienia o kruchości bytu pędzonego oktanami na dwóch kołach...
Też tak mam. Czasami, siedząc już w siodle zastanawiam się, czy może nie bezpieczniej puszką. Jak już ulegnę i nie będzie koniec sezonu, to będzie to znak. Znak, że czas odwiesić kask na kołek...
Dogiąłeś z tą piramidą :D Osobiście chciałem poprzestać na kolumnie w porządku korynckim, zwieńczonej moim popiersiem z liściem laurowym na skroni i podpisanej w marmurze: "GRONOSTAJOWI - NARÓD". Ale tak sobie myślę, że być może coś na kształt Kolosa Rodyjskiego byłoby może bardziej odpowiednie?
Nie do końca zaś mogę się zgodzić z prezentowanym przez Ciebie fatalistycznym obrazem świata. W większości przypadków mamy jakiś wpływ na różne momenty, a im więcej naszych starań, tym większy wpływ lub momentów mniej. Na przykład można sunąć odrobinę wolniej, tak na dobry początek ;) Zadziwiające, jak 16 km/h zdaje się być zawrotną prędkością dla człeka nieobeznanego z nartami... (mierzone GPSem w kieszeni)
potworny Ammit? goddammit!
Był taki gość co miał na portfelu "bad motherfucker", ale coś go tknęło i postanowił stąpać po ziemi jak Caine w serialu "kung fu".
Archiwum
Kategorie
- Na wesoło (656)
- Ogólne (151)
- Ogólne (5)
- Ogólne (80)
- Turystyka (7)
- Wszystko inne (25)
- Wszystko inne (4)