03.08.2012 09:21
Endorfinowy trip
Trzykilometrowy przejazd nad popularne krakowskie kąpielisko wywołał we mnie entuzjazm porównywalny do tego, jaki odczuwałem podczas pierwszych sztachnięć Giewontem. Po zrobieniu sześciu zdjęć z podróży i obejrzeniu wszystkich cudów przyrody nieożywionej występujących pod postacią opróżnionych butelek nie po lemoniadzie, wymościłem sobie godne pozazdroszczenia gniazdo relaksacyjne i odrobinę przerażony trajkocącymi paniami z boku wbiłem się w słuchawki. Najpierw obsłuchiwałem namiętnie dokonań palestyńskiej raperki Shadi Mansour (http://www.youtube.com/watch?v=21OXQ4m1-Bo), potem pozwoliłem muzyce ambientowej stać się podkładem dla ożywiającej wyobraźnię powieści epistolograficznej. Tajemnica Królestwa, pierwsza część Trylogii Rzymskiej Miki Waltari opowiada historię Marka Mezencjusza Manilianusa, który za panowania wstrętnego, skorego do okrucieństwa i znanego z zamiłowania do orgiastyczności Tyberiusza władającego rozkwitłym Rzymem pozostawionym w spadku przez Boskiego Oktawiana, udaje się do Jerozolimy, aby stać się świadkiem ukrzyżowania Jezusa z Galilei, a potem wnikliwym badaczem jego życia i dzieła.
A tu dalej żadnego motocykla. Na zaparkowanego Yamaha już wchodzi taki jeden mały poćpieg, a za nim drugi trzeciego nawołując. Wspindra się na siedzenie gagatek nieporadnie, a koledzy włączając, co jest do włączenia dopingują go w tej z pewnością poprawiającej nastrój czynności. Rosną nam motocykliści, serce się raduje, dusza do przodu z siebie się wyrywa… W porządku, pytam Yamaha, a ten nie budzącym niepokoju tonem oznajmia, że i owszem. Zadowolony z jego postawy wskakuję do wody, z której wyjdę dopiero po pięćdziesięciu trzech minutach bezustannego, jakże ukochanego przeze mnie pływania.
Pływam tam i nazad. Raz na czas łypię okiem na oblężonego, ale jakże spokojnego Yamaha. Dalajlama mógłby się od niego wiele nauczyć. Mniej więcej po czterdziestej pierwszej minucie zaczyna się, choć motocykl nadal mój w pojedynkę parking okupuje w towarzystwie nie rozróżnianych przeze mnie samochodów uznawanych przeze mnie, podobnie jak wspomniany wyżej Tyberiusz, za po prostu wstrętne*. I to jak się zaczyna! Nagle widzę to: spaghettciarsko zakręcone serpentyny, wzgórza, góry, doliny i przełęcze, po których sunie chmara najróżniejszego sprzętu, ale nagle widzieć to przestaję, bo oto uświadomiony dniem patriotycznym wrzucam myślom jedynkę i nagle, już na dwójce i trójce, przypominam sobie istnienie DKW NZ 350/1 przekazanego ostatnio przez spadkobierczynie Muzeum Powstania Warszawskiego.
Gnam już na szóstce…
W Puszczy Kampinoskiej został zdobyty, a przecież to tam, kojarzę powoli fakty, znana z okrucieństwa 29 Dywizja Grenadierów SS pod dowództwem brigaderführera Waffen SS Bronisława Kamieńskiego przerzucona z wściekle walczącej Warszawy usiłowała zapobiec połączeniu się sił powstańczych z partyzanckimi, aby ostatecznie zostać popchniętą w niebyt** przez oddział AK dowodzony przez por. Adolfa Pilcha. I już wiem, że stać będę - tak jak teraz pewny jestem, że płynę - o siedemnastej, bo to godzina tego upalnego dnia najważniejsza.
I niezależnie od toczonych sporów czy Powstanie miało sens czy było zupełną porażką, choćby tego symbolicznego zatrzymania się jesteśmy Im winni. I temu motocyklowi zdobycznemu już na zawsze mającemu świadczyć, że gdzieś, kiedyś, wśród zieloności drzew istniał sobie, dajmy na to, „Lolek” od „Parasola”, któremu uwidziało się pójść samemu po żelazo. Poszedł więc i je zdobył. Ku chwale swojej i Ich.
Mówi się, że są narkotyki twarde i miękkie. Wszystko to prawda. Są jeszcze endorfiny, które wyzwolone czterdziestą minutą wysiłku fizycznego potrafią przemienić postrzeganą rzeczywistość na podobieństwo kalejdoskopu. Szkoda tylko, że działają tak krótko...
* W swoim czasie rozważałem jakieś 14 do 19 minut przystąpienie do kursu na kategorię B i do dziś strasznie się tego wstydzę. :-)
** Było to ostatni bój żołnierzy Kamieńskiego, który niebawem został skazany przez Niemców na śmierć za niesubordynację.
Komentarze : 4
Dzieki za zdjecie DKW. Te stare maszyny maja niepowtarzalny klimat.
moto-cenzor ---)> Muszę przyznać, że bardzo spodobał mi się Twój komentarz. Bawiąc się w blogowanie przyświeca mi jedna idea: pisz to, o czym sam chciałbyś przeczytać i nie myśl o zadowoleniu czytelników, bo wszystkich ich nigdy nie zadowolisz, a jak się dwóm spodoba, będzie po prostu elegancko. Jak pewnie zauważasz tematyka motocyklowa, ze względu na swoją hermetyczność, jest ciężkim tematem i łatwo się w niej wypalić. Chyba, że nieustannie chcesz informować opinię publiczną, że po wbiciu jedynki, zapiąłeś dwójkę, ale silnik i droga domagały się biegów wyższych, albo, że jechałeś i jechałeś, a "widoczki były oszałamiające", albo, że na pierwszy motocykl najlepszy jest... i setki innych ogranych standardów.
Podobnie jest w prasie branżowej chętnie przeze mnie czytanej: tam też są autorzy wyjątkowi (żadnych nazwisk), na których prace po prostu czekam z niecierpliwością, autorzy nadający motocyklowaniu troszkę szerszego sensu, a ja szerokości potrzebuję i nie przepadam za zawężaniem.
Przypominam jednak, że mój blog nie jest jedynym i tak, masz rację, powiem każdemu, że wcale nie musi mnie czytać, choć powinien tolerować moje istnienie, jak i ja toleruję istnienie innych. Zaczepność lubiłem tylko i wyłącznie u Pana Wiewiórki.
W swoim pisaniu wybieram drogę dookołamotocyklową i jej zamierzam pozostać wierny, choć zdarzają mi się wpisy, w których sam motocykl jest postacią pierwszoplanową, jednak nie będę ukrywał - nie będzie ich dużo. Pozdrawiam serdecznie!
Mikagie ---)> Dzięki za poprawkę. Choć wydaje mi się, że Kampinoski to jakoś tak nie po polsku, a chyba bardziej po warszawsku. :-)
No to jadziem dalej. :-)
Co z Koreańczykiem? Cena.
Mój Boże, mam nadzieję, że nie myślisz, że mijam samochody z otwartym scyzorykiem zostawiając na nich ślad swojej głębokiej i nieuleczalnej nienawiści. Uśmieszek na końcu zdania dałem, jako i teraz daję. :-)
Kraków kłania się pięknie Warszawie!
Hmm, cóż, jakby to powiedzieć ...
Sniadanie: Po przeczytaniu Twoich dotychczasowych wpisów stwierdzam: mało konkretów, dużo gadania, wodolejstwo. Poetycko-romantyczno-filozoficzno-uduchowiony styl. Jak dla mnie, trochę nie pasuje do motocykli. Aczkolwiek chwała za "głębsze" uchwycenie tematyki i ubranie jej w poboczne wątki, niekoniecznie motocyklowe. Mniemam, że styl nie jest przypadkowy i takie było założenie. Zapewne odpowiesz: Nie podoba Ci się, nie czytaj. I będziesz miał rację. A co ciekawe - nadal bedę Cię czytał :) Bo w sumie to całkiem niezłe jest ! Taka odskocznia od "zwykłych" wpisów innych moto-blogerów. Pozdrowienia.
Kampinoski, nazywa się Kampinoski.
Kategoria B nie jest jak dla mnie powodem do niezdrowego czerwienienia się (przynajmniej jeżeli nie podchodzisz do egzaminu praktycznego 8 raz...). Od listopada do marca może wręcz konkurować z okresowym biletem wydanym przez miejscowy zakład transportu publicznego ;)
Mieszkaniec Krakowa docenił mieszkańców Warszawy... No koniec świata :) Szkoda, że jedynie po podaniu środków odurzających (w postaci podmiejskiej zupy z bladymi mięsnymi kulkami) ;)
No i w końcu: co z tym koreańskim tudzież kitajskim cudem motoryzacji?
Archiwum
Kategorie
- Na wesoło (656)
- Ogólne (151)
- Ogólne (5)
- Ogólne (80)
- Turystyka (7)
- Wszystko inne (25)
- Wszystko inne (4)