10.07.2012 08:41
Afera chyba szpiegowska
Nic się nie martw - przemówił Yamah w garażu, a godzina była późnopopołudniowa i wyraźnie nosiła się z transformacją we wczesnowieczorną - jak to mawiają u nas w Iwacie: Sawaranu kami – ni tatari nashi (trzymaj się z daleka od wszystkiego, co może ci zaszkodzić).
Poczekaj jeszcze chwilę - kontynuował, dostrzegając mój zamiar pozostawienia go samemu sobie - mam historię. O czymś, co być mogło, choć nie wiem czy było, jednak bardzo bym chciał, aby moje spekulacje okazały się prawdą. Usiadłem obok niego sprawnie zamieniając się w słuch.
Pamięć o przodkach przechowujemy w cylindrach, wypełniła garaż opowieść, i nawet taki gówniarz jak ja, wie wszystko, co każdy Yamah wiedzieć powinien, a już na pewno wielkim kultem otacza pierwszy model motocykla z Iwaty, który opatrzony imieniem YA-1 do sprzedaży trafił w lutym roku 1955. Był pierwszy, a zatem najważniejszy dla przyszłych pokoleń, choć nie należy zapominać, że złe języki szepczą coś zupełnie innego, nazywając go niesprawiedliwie drugim.
Genezy tej nonsensownej dla każdego Yamaha tezy należy upatrywać w myśli technicznej firmy Dampf Kraft Wagen założonej przez Duńczyka Jörgena Skafte Rasmussena w Chemnitz i przeniesionej w 1907 do Zschopau, która w przyszłości miała stać się chlubą militaryzujących się Niemiec wypatrujących na wschodzie nowej przestrzeni życiowej. To właśnie tam (w Zschopau, nie na wschodzie) pod koniec lat trzydziestych powstał motocykl DKW RT 125, a jego silnik oferując 5 KM przy 5000 obr/min bardzo prędko sprawił, że nad autostradowym betonem wylanym dzięki politycznym zabiegom kaprala Adolfa Hitlera zaczęło latać coraz więcej panów przynależących z dumą do organizacji nazistowskich, także tych uznanych później przez Międzynarodowy Trybunał w Norymberdze za zbrodnicze. Kto wie, może i nawet sam morfinista feldmarszałek Hermann Göring wznosił się nie tylko na samolotach i działkach swojego ulubionego narkotyku?
Złe języki mówią, że YA-1 i DKW RT 125 to tak naprawdę... Yamah chrząknął znacząco. Podobieństwa, przyznaję, znaczące, realizowana w swoim czasie wspólna polityka Cesarstwa Japonii, III Rzeszy oraz Włoch w ramach Osi wiele mówiąca, jednak czy to wystarczy, aby marzenia pierwszego prezesa Yamahy, Genichi Kawakami, uznać za... a zresztą, posłuchaj dalej: były też wyścigi, w których YA-1 zwany w moim kraju Akatombo, w twoim Czerwona Ważka, wystartował. I wszystkie wygrał! W trzeciej edycji Górskiego Fuji Ascent Race zwycięstwo przyszło łatwo, a w pierwszym All Japan Autobike Endurance Road Race, YA-1 zdeklasował rywali zajmując trzy miejsca na podium. Nie dające się zakwestionować sukcesy przełożyły się na produkcję jego zmodyfikowanej wersji z silnikem o pojemności zwiększonej do 175 cc...
Ale jeszcze dalej posłuchaj przecież, kontynuował sprytny skośnooki gówniarz, mogło być inaczej: wyobraź sobie lipcową noc roku 1937, moją rodzinną Iwatę - która tak naprawdę istniała jeszcze pod postacią miasteczek Fukuda, Ryūyō, Toyoda i Toyo'oka połączonych w jedno dopiero 1 kwietnia 1948 roku - młodego konstruktora pracującego w pocie czoła nad projektem motocykla, co więcej, finiszującego dzieło. Nagle drzwi do jego pokoju bezszelestnie się otwierają, Yamah zniża głos do szeptu, i pojawia się w nich ona, tajemnicza Fraulein X, pełnokrwista femme fatale narodowości niemieckiej. Zbliża się do pogrążonego w twórczej pracy inżyniera i... Yamah przerywa opowieść, wpatrując się we mnie znacząco.
I?, pytam zniecierpliwiony. I całuje go w policzek, dopowiada mój wierny przyjaciel. Po pełnym namiętności przywitaniu konstruktor zostawia skąpaną w mroku niewiadomych Niemkę i znika w kuchni. Toast wzniesiony sake ma rozładować napięcie. W tym samym czasie znika zdradziecka niewiasta wraz z owocem pracy skutecznie zdradzonego kochanka. Reszty możesz się domyślić.
Domyślam się. Przyznaję mu rację. Mogło tak być i z pewnością tak właśnie było. Ukontentowany, ale i zmęczony opowieścią Yamah wyraża gotowość do zaśnięcia. Żegnam się z nim, obiecując rychły powrót i kolejne wyprawy, a on, ten zawsze uśmiechnięty Japończyk opowiada mi jeszcze kilka pikantnych dowcipów gasnącym wydechem aż milknie w końcu i pozwala porwać się snom o odległej od Krakowa Iwacie, gdzie niegdyś, kto to może wiedzieć na pewno, być może doszło do aktu szpiegostwa gospodarczego skutecznie przemilczanego przez historię, a przechowywanego jednak w pamięci cylindrów wszystkich Yamahów.
Komentarze : 9
,., ---)> I znów zgadzam się z Tobą stuprocentowo. Gorycz Perły skutecznie uspokaja.
Odnośnie uzupełniania płynów: Perła Chmielowa - w mojej ocenie najsmaczniejsze i najlepsze piwo polskie. Kiedyś mało znane, tylko regionalne, obecnie na szczęście można dostać w marketach na terenie kraju. Ja poznałem jego smak jak bywałem u rodziny na lubelszczyźnie. Smacznego :) PS. To nie była reklama tylko moja subiektywna opinia.
,., ---)> Masz stuprocentową rację z Brazylią, Chinami i Francją. Yamah w wersji Custom produkowany jest w Chinach, jednak, jak mi doniesiono, powstał na deskach kreślarskich (komputerach) w Iwacie, skąd do tej pory, jak sam mi mówi, wciąż otrzymuje duchowe wsparcie.
dominiks1980, Bogo, Mikkagie ---)> Ja Yamaha zgodnie z prawidłami sztuki tankowania - 95-ką traktuję ku jego zadowoleniu. A co porabia, kiedy sam zostaje? Nie mam pojęcia. Nierzadko od właścicieli domków słyszę, że jakieś harce, śpiewy i podwywania w nocy w garażu się odbywały. Kręci się tu ponoć taka jedna Suzuka, ale Yamah póki co nic powiedzieć nie chce. Tylko się uśmiecha tajemniczo. :-) Siebie wieczorami uzupełniam Perłą Chmielową.
dominiks1980 ---)> I na sekrety przyjdzie czas. Zobaczysz, Honda przemówi.
Witam. Ciekawa opowieść. I Twoja i Yamaha.
Jako były posiadacz i entuzjasta YBR-ki mam tylko pytanie skąd pojawiło się to miasto Iwata, ponieważ według mojej wiedzy YBR nie są (nie były) produkowane w Japonii. Pierwsze roczniki pochodziły z Brazylii (stąd prawdopodobnie nazwa YBR - Yamaha BRasil). Sztuki na rynek europejski pochodziły, o ile pamiętam, z Chin i Francji (silniki z Chin a montaż całości we Francji). Tak przynajmniej wynikało ze świadectwa homologacji mojego egzemplarza. Także Japonii to YBR (przynajmniej moja sztuka) nie widziała na oczy (tj. na reflektor, haha). Co nie przeszkodziło w tym, iż jakość wykonania, niezawodność i trwałość były na wysokim poziomie. Jeśli coś się zmieniło w tym zakresie i YBR jednak "rodzi się" w Japonii proszę o informacje w komentarzach. Pozdro.
Ahahahaha! Niech to jasny! Zafundowałeś mi udany początek dnia :D
PS. Nasuwa się pytanie kto kogo tankuje... ;)
Czym go tankujesz, że gadać zaczyna?
Ten twój Yamach ciekawe rzeczy opowiada :) Moja Honda nie chce mi nic zdradzić ze swojej przeszłości ;)
Archiwum
Kategorie
- Na wesoło (656)
- Ogólne (151)
- Ogólne (5)
- Ogólne (80)
- Turystyka (7)
- Wszystko inne (25)
- Wszystko inne (4)